Spodziewałem się po tym obrazie filmu poziomem zbliżonego do „Erratum”. Niezłego, ale nic
ponadto, z nie najgorszym aktorstwem, i spotkało mnie miłe zaskoczenie, które w ogóle
ostatnio w przypadku polskiego kina zdarza się coraz częściej („Róża”, „Kret”, „Sala
samobójców”, „Baby są jakieś inne”). Obraz jest naprawdę dobry na właściwie każdej, poza
dźwiękową, warstwie filmowego rzemiosła. Prawdziwa, nienapuszona i bezpretensjonalna
perełeczka, z małymi co prawda niedociągnięciami w scenariuszu i jednym większym babolem
ale dla miłośników dramatów psychologicznych bezwzględnie do polecenia. Film powstał z
ciekawego pomysłu bardzo wiarygodnie i ciekawie przelanego na papier i został dobrze
zrealizowany (aktorstwo, zdjęcia). Wspaniale i wiarygodnie zarysowano tu różne charaktery
postaci i interakcje między nimi. Szczególnie ciekawa psychologicznie jest postać gówna i
skreślenie jej losów. Nie ma co ukrywać w swoim życiu już nie raz natknąłem się na ludzi którzy
strugali wielkich bohaterów przed ludźmi nieagresywnymi, a w sytuacjach naprawdę
nieciekawych okazywało się, że to tylko poza. W tym przypadku miało to miejsce podczas
pozowania wielkiego macho przed podwładnymi (metoda darcie ryja), ludźmi z zewnątrz
(spotkanie z przedstawicielami innej firmy) czy w końcu przed bratem (przejazd przed
pociągiem, ciągłe podkreślanie zachowaniem swego przywództwa czy teksty typu „co, boisz
się?” przed wybraniem samochodu na podróż). Czas pokazał, że w przypadku prawdziwego
zagrożenia odstawianie kinowego twardziela już tak łatwo nie idzie. Nie tylko strach przed
obroną brata ale i wcześniejsza przestroga aby się nie wtrącał pokazało prawdziwe oblicze
głównego bohatera. Nawet pistolet (choć nienaładowany) w kieszeni nie przydał odwagi.
Potem cała walka o to aby nie wyszło na jaw, że ten wspaniały wizerunek macho to tylko poza,
w gruncie rzeczy niespecjalnie odważnego człowieka, choć lubiącego za takiego uchodzić.
Swoją drogą po ujawnieniu prawdy reżyser pokazuje równie udanie wiarygodny obraz
najbliższego otoczenia. Tutaj oczywiście też w większości sami bohaterzy z ostracyzmem
traktujący Freda. Mało kto, a w filmie chyba nikt, nie oddaje się refleksji jak by się zachował w
danej sytuacji? Czy starczyło by odwagi? Z boku patrząc, wszyscy święci bohaterzy. Świetne. Do
tego naprawdę dobrze zagrane i z perełkami zdjęciowymi pokroju scen wstrząsających takich
jak wyrzucenie z pociągu, zamknięcie oczu brata w szpitalu, czy ta subtelniejsza gdy Fred
obserwuje przy uchylonych drzwiach żonę pod prysznicem, która patrzy się smutnym i pełnym
zawodu wzrokiem w jakiś punkt. Po chwili okazuje się, że to na jego postać odbijająca się jej w
lustrze. Naprawdę ciekawie i intrygująco spędzone półtorej godziny, bez jednej zbędnej sceny,
bez patosu i wspomnianej już pretensjonalności. Konkretnie, mocno, boleśnie i wiarygodnie
na temat. Naprawdę warto 7/10
podpisuję się pod powyższym, ze szczególnym uwzględnieniem kiepskiego, delikatnie powiedziane, udźwiękowienia polskich filmów. O co to chodzi, o pieniądze, jak zawsze? Świetny film.
A mnie by się marzył dobry film o tym wymienionym przez Ciebie ostracyzmie samych chodzących ideałów. Fred, choć opryskliwy, nie próbuje nikomu wciskać na każdym kroku swoich teorii, jaki ten ktoś powinien być. W samym filmie czegoś mi brakuje, ale na 7 on zdecydowanie zasługuje.
zgadza się, udżwiękowienie fatalne, Więckiewicz wciąż coś mamrocze pod nosem a ja nie rozumiem :(