Mam słabość do filmów, w których pejzaż nadaje im charakteru i to
niewątpliwie uratowało (w moich oczach) produkcję Lungina.
Umiejscowienie akcji w północnej Rosji, w tundrze Karelii czy Półwyspu
Kolskiego podkreśla "pokutniczy" przekaz reżysera. Nie jest to jednak
zabieg szczególnie błyskotliwy, jeśli weźmiemy pod uwagę podobne
położenie klasztorów wysp Sołowieckich czy Kiżi. Oddać jednak należy, że
jeśli szukać bliskości Boga w Rosji to najlepiej tam. I to rozumiem.
Przyroda przyrodą, problem mam jednak ze zrozumieniem tzw. przekazu
zawartego w filmie. Mamy bowiem Anatolija. Wiemy, że pokutuje, wiemy za
co i widzimy jak. I to już mnie mało przekonuje. Z jednej strony
"umęcza" ciało poprzez pracę fizyczną i mieszkanie w kotłowni, z drugiej
strony jego relacje zarówno z popami jak i wiernymi przybywającymi na
wyspę są lekko mówiąc dalekie od pokory czy biblijnie pojętej miłości
bliźniego. Widzę za to cynizm i arogancję. Przez pewien fragment filmu
myślałem, że jego celem jest zostać zwierzchnikiem zgromadzenia.
Prowadzenie postaci Anatolija wywołało u mnie dysonans w odniesieniu do
oczekiwań i dalszego przebiegu filmu.
Założyłem w pewnym momencie, że może po prostu nie rozumiem zachowań
prawosławnych duchownych, ale szybko okazało się, że czym głębiej w las
(raczej tundrę) tym bardziej cała tkanka "osobowa" w filmie jest
spłycana. Przybywa bowiem na wyspę Tichon z córką i co? I nic! Czy ta
wizyta cokolwiek zmieniła? Czy ona była komukolwiek potrzebna? Anatolij
nie wyglądał jakby się pozbył jakiegokolwiek brzemienia, Tichona wcale
nie zdziwiło spotkanie na wyspie Anatolija, a trumna i tak już była
wcześniej przygotowana. Wygląda jakby Lugin w ostatniej chwili wpadł na
pomysł skonfrontowania obu panów, ale nie wiedział co z tym zrobić. I
nic nie zrobił.
Źle też wypada warstwa mistyczna (Dzięki Bogu jest chociaż ten surowy
krajobraz). Ojczulkowie jakby zupełnie nie wiedzieli po co żyją w tym
klasztorze. Przypominali bardziej obóz pionierski niż zgromadzenie
duchownych. Trudno w filmie uświadczyć choć odrobinę Boga. Tym bardziej
żenująco wypada ostatnia, pompatyczna scena z trumną w łodzi.
Nawet scenariusz tego prostego, bądź co bądź, filmu sypie się zaraz na
początku. Brakuje jakiegokolwiek odniesienia do tych ponad 30 lat między
zajściem na barce a czasem akcji filmu. Anatolij bowiem zachowuje się i
jest traktowany jak świeżo upieczony pop. Dlaczego duchownych zaskakuje
ekscentryczne zachowanie Anatolija? Przecież znają go od wielu lat. Skąd
u Anatolija zdolności prorocze i egzorcystyczne? Prosty widz chciałby
znać odpowiedzi na takie pytania.
Reasumując, chyba nie zrozumiałem dobrze tego "dzieła".
Co do sensowności i celowości wizyty Tichona, widzę ich baaardzo wiele:
1) Anatolij dowiaduje się, żę nie zabił, uzyskuje przebaczenie za swój czyn i może w spokoju pożegnać się ze
światem. Ewidentnie pozbył się brzemienia i wydaje mi się, że czuć to w filmie.
2) Uzdrowienie jego córki staje się dodatkową rekompensatą za tamto zło
3) Mamy możliwość porównania obydwu bohaterów 30 lat później:
Tichon - wtedy bohaterski i nie lękający się niczego, nawet śmierci, obecnie zasłużony sowiecki generał, który
stara się usunąć ze swojego świata wiarę i Boga, bezradny wobec opętania córki
Anatolij - tchórz, który zabija kolegę z obawy o własne życie, obecnie obdarzony nadprzyrodzonymi darami
mnich, który jest ostatnią deską ratunku dla ludzi i wzbudza zazdrość współbraci. A sam - ciągle ma się za
najgorszego grzesznika i prosi Boga o przebaczenie.
Zestawienie ciekawe, pokazuje, do czego mięczaka Anatolija przywiodło tchórzostwo, a do czego bohatera
Tichona niezłomny charakter. Dlatego obydwaj dawni przyjaciele rozstają się w chłodzie - żyją w innych
światach. I to wywołuje zmartwienie u Anatolija.
Najciekawsza dla mnie osobiście w tym filmie jest refleksja, że gdyby Anatolij nie był takim tchórzem i nie
popełnił tak potwornej zbrodni, gdyby nie pokutował potem za tamten czyn, nie było by późniejszego mnicha
Anatolija. A więc zwracając się do Boga, mięczaki i nieudacznicy stają się świętymi. I nie powinniśmy zbyt
pochopnie ich skreślać lub szufladkować.
Podoba mi się Twoja argumentacja, ale czy nie masz wrażenia, że w filmie
wyglądało jakby Anatolij czekał na wizytę Tichona? W jaki sposób miałby się
jej spodziewać? Nawet jego zdolności profetyczne nie wskazywały na taki
obrót sprawy. Trochę mi się ta fabuła "rozłazi".
Tak przejaskrawione przeciwstawienie obu postaci też stanowi pewien
dysonans do zamierzeń reżysera, który chciał chyba stworzyć obraz bardziej
subtelny.
Poza tym gdybym był "Panem na niebiosach" to poważnie bym się zastanowił
czy wpuścić Anatolija do Królestwa Niebieskiego. I to bynajmniej nie za
grzechy dalekiej przeszłości:)
nie wiem kim do końca jest reżyser.. szczegółowa analiza wątków
pozbawionych kontekstu całości filmu moim zdaniem donikąd nie zmierza..
jeśli jest sie troche wariatem, chce się być dobry, chrzani sie konwenanse
i inne reguły tworzone przez "uporządkowanych" ludzi..na pewno zrozumie sie
ten film
Ja film obejrzałem. Cały. Zakładam, że mój rozmówca również. Kontekst
"całości filmu" jest nam więc znany. Natomiast moim zdaniem tłumaczenie
wszelkich nieścisłości nonkonformizmem bohatera do niczego nie prowadzi.
Przyznaję, że to, co napisałeś, pokrywa się w dużej mierze z odczuciami, jakie miałam po obejrzeniu tego filmu, jednakże moim zdaniem odpowiedź na pytanie w temacie nie może być twierdząca. Owszem, spodziewałam się, że historia bardziej mnie zaabsorbuje i poruszy. Tymczasem nie mogłam zrozumieć głównego bohatera - wydał mi się nie tylko krnąbrny, ale i antypatyczny. Usprawiedliwianie go, mówiąc, że mnisi zasłużyli sobie na takie zachowanie, jest wg mnie niesprawiedliwe, bowiem byli dla niego życzliwi, a w razie jakichś nieporozumień starali się je wyjaśniać i łagodzić. Również zgadzam się z opinią dotyczącą końca filmu - swoisty patos był komiczny, a chyba nie śmiech miała oważ scena z łodzią wywoływać.
Mimo wspomnianych niedociągnięć, film uważam za dobry, a mówienie o pustce jest krzywdzące.
Na koniec muszę wspomnieć o wspaniałych zdjęciach - choćby dla nich warto się z "Wyspą" zapoznać.
Wydaje mi się, że ma tu miejsce pewne nieporozumienie, albo niedorozumienie. Wzorem klasycznych filozofów, uściślijmy pojęcia.
Żeby zrozumieć postać Anatolija, należy zapoznać się z dwoma terminami:
- szaleniec dla Chrystusa (gr. "salos", c.s. oraz ros. "jurodiwyj")
- dar widzenia ludzkiej duszy, "przenikliwego widzenia" (gr. diaoratiko, c.s. oraz ros. "prozorliwost").
Bez poznania tych dwóch elementów, które wrosły w świadomość prawosławia zarówno w Rosji, jak i dużo wcześniej w Grecji, jak i innych krajach, film pozostanie opowiastką o niczym.
Szaleńcy dla Chrystusa, a nawet dosadniej: "głupki" dla Chrystusa. To ci, którzy z miłości dla poniżonego Pana sami się uniżyli do końca, symulując obłęd lub debilizm. W Kościele zachodnim też zdarzali się tacy święci, jak np. przynajmniej częściowo, św. Filip Neri. To jest maksymalizm i radykalne rozprawienie się z egocentryzmem. Kiedy człowiek uchodzi za głupiego-szalonego w oczach całego społeczeństwa, jest to największe poniżenie, dlatego, że z założenia jest istotą rozumną, czyli pozbawia się tego, co ma zawsze, nawet jeśli nie ma pieniędzy, pozycji społecznej, czy tam wolności osobistej.
Trzeba podkreślić, że nie jest to masowa droga świętości, ale ze względu na swoją wyrazistość i maksymalizm, przyciąga uwagę i umysły zwłaszcza Słowian, którzy uwielbiają maksymalizm (zwłaszcza Rosjanie).
Druga kwestia, to wciąż obecne w prawosławnym świecie charyzmaty - dary łaski Bożej - które posiadają ludzie szczególnie Jemu poświęceni. O tym, kto otrzymuje taki dar wie tylko Bóg, bo On rozdaje. Dar "widzenia", prozorliwosti, polega na tym, że człowiek nim władający "widzi" bardzo jasno i przejrzyście serce drugiego człowieka, tzn. jego stan duchowy, myśli i zamiary. Widzi jego przeszłość i przyszłość. Dzieje się to przez łaskę Bożą. Żadne tam wróżenie i czary. Większość takich ludzi uciekała w odosobnienie, żeby nie stać się obiektem kultu.
I tutaj dochodzimy do trzeciej, najważniejszej kwestii. Jaki jest cel tego wszystkiego. Używacie wszyscy terminu "pokuta", czyli "zadośćuczynienie za grzech". Prawosławie nigdy nie znało tego terminu. Nie funkcjonuje tu zadośćuczynienie. Prosisz o wybaczenie - Ojciec Cię przyjmuje. Warunkiem jest miłość, która się wyraża jako pokora, bezinteresowność, modlitwa, często ze łzami skruchy, wracającego człowieka. Nie chodzi tu o ilość odmówionych modlitw, o wagę przerzuconych ciężarów itd. Tylko o pokorę. Żadnych odpustów.
Prawosławie wierzy, że przyczyną wszelkiego grzechu jest egocentryzm - odejście od Boga, uważanie, że "sam wszystko załatwię". I związana z tym pycha. I z tym właśnie walczą owi "szaleńcy" jak też i ku temu ma służyć ten dar "widzenia". Pierwsi walczą z własnym egocentryzmem, drudzy pomagają innym.
W filmie "Ostrow" mamy do czynienia z jednym i z drugim. Anatolij staje się oczywiście szaleńcem ze względu na to, że chce przebłagać Boga za zabójstwo. Widzimy w sposób jawny, że Bóg mu wybaczył i to dawno, bo dał mu dar widzenia. Dlaczego dawno? Bo wieść o nim musiała się rozejść daleko, bo ściągają do niego ludzie i stoją w kolejce. Mimo to, wciąż uważa się za grzesznika i prosi Boga o przebaczenie, a także modli się za duszę zabitego (jak sądzi) przez siebie żołnierza. Bo to straszna odpowiedzialność - zabić kogoś. Wtedy wszystkie grzechy tego człowieka przechodzą na zabójcę. Tak przynajmniej uczy się w prawosławiu. Stąd ta ciągła modlitwa.
Co się tyczy relacji z pozostałymi mnichami. On ich bardzo kocha i dlatego stara się im pomóc wyleczyć z ich ułomności. Dwaj mnisi mają w sobie pewne słabości, które nie pozwalają im rozwinąć się w życiu duchowym.
Młodszy nie ma w sobie pokory, a prócz tego nosi w sobie zawiść. Dlatego też Anatolij go "budzi" pytając, za co Kain zabił swego brata (odp. z zawiści). Mnich reaguje gwałtownie, co świadczy o tym, że nie radzi sobie z tym, ale też nie chce się do tego przyznać.
Kiedy ze względu na opinię przełożonego (chce dobrze wyglądać w jego oczach) przychodzi, żeby się "pogodzić" z Anatolijem (na którego donosi i nie rozumie, dlaczego go lubi przełożony), ten smaruje klamkę sadzą i znowu w reakcji młodego widać pogardę wobec szaleńca i brak szczerości zamiarów.
Dopiero przed śmiercią ujawnia się fakt, że młody mnich czuje ogromne przywiązanie i podziw dla Anatolija, ale z powodu pychy nie mógł się do tego przyznać i dlatego zazdrościł mnichowi. Wyznaje to Anatolemu, a ten prosi go o przebaczenie i poleca żyć dalej wskazując na to, że ich posługi-powołania są różne.
Z przełożonym sprawa jest inna - ma on w sobie wiele pokory, zarówno wobec Boga, jak i wobec braci. Przeżywa za nich. Widzi w Anatoliju człowieka Bożego i chce zostać jego uczniem. Ma jednak słabość do luksusu - próbuje zacząć życie pustelnika zabierając ze sobą wygodny "materac z Grecji" oraz błyszczące "buty od biskupa". Widać, że te rzeczy zajmują wiele miejsca w jego sercu. Anatolij w sposób prześmieszny pomaga mu pozbyć się tej słabości. Topi "biesa" w materacu i pali buty w piecu. Przełożony dziękuje mu później za to, że mu pomógł.
Sprawiedliwość, grzeczność, życzliwość jest rozumiana całkiem inaczej w prawosławiu, a inaczej w tzw. "współczesnym" świecie. Jeśli za nią kryją się egoizm, fałsz, zawiść, zazdrość itd. ta grzeczność jest nazywana "szatańską". Diabeł to szczyt manier i dobrego wychowania:)
Najważniejszy cel to zbawienie tego człowieka, a ono się nie może dokonać, jeśli stoją mu na przeszkodzie owe żądze i namiętności.
Żeby się z nich wyleczyć, szuka się przewodnika duchowego, który ma doświadczenie w takich sprawach. Zdarzają się tacy, jak Anatolij. Czasami są to też zwykli duchowni, czasami biskupi, czasami prości ludzie. W Rosji nazywa się ich "Starcami", a w Grecji "Gerontas".
Rozpisałem się. Przepraszam, że nie rozwinąłem wszystkich wątków. Jeśli coś, piszcie. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłem zrozumieć zamysł scenariusza, zresztą bazującego na żywotach kilku świętych.
Nie mówię, że film jest piękny i że oddaje wszystko tak, jak powinien. Na pewno nie. Znam wiele osób i to prawosławnych, które są niezadowolone z tego sposobu przedstawienia. Sam też zmieniłbym kilka rzeczy;) Tak czy inaczej film jest inny. Wnosi coś nowego do filmografii i to nawet rosyjskiej. Dowodem tego są nagrody oraz ogromna popularność tego filmu zwłaszcza wśród prawosławnych wszystkich krajów.
Pozdrawiam
aidoni! chciałbym pogratulować Tobie znajomości tematu duchowości prawosławia. Dziękuję za tak szczegółowy opis. Osobiście nic bym nie zmieniał w tym filmie. Pewne "nierówności" uznałbym wręcz (i uznaję) za uprawdopodabniające całą historię. Ten film jest piękny. Mam kilka pytań, mógłbyś podać swój e-mail? aftar@wp.pl
Na początek będę trochę złośliwy :) Jeżeli oglądasz takie filmy przede wszystkim dla pejzaży to kup sobie pięciopłytowe wydanie Planet Earth BBC. I wtedy od razu należy uciąć jakiekolwiek głębsze dyskusje. Szkoda czasu i tlenu.
Widzę również, że masz słabość do geografii. Ale umiejscowienie klasztoru nie miało chyba dużo znaczenia dla reżysera. No chyba, że oglądaliśmy inne filmy :)
Cynizmem i arogancją nazywać nauczanie poprzez wyobraźnie (czy jak powiedzieliby pewnie wierzący, przez oświecenie i wiarę). Chyba to zostało wyraźnie przez Ciebie przeoczone. Nie ma jednego, czarno białego mechanizmu miłowania bliźnich. Wszystko zależy od tego, do kogo kierujemy swoją miłość. To oni dyktują nam warunki swojego przebudzenia a my, o ile posiadamy wyobraźnię i jesteśmy oświeceni (świadomi, mówiąc bardziej powszechnym językiem) obracamy je w wartościowy czyn, jakiś przekaz. I to robił Anatolij. Inaczej postępował wobec zastraszonego ojczulka Filareta, inaczej wobec Jova, który był przepełniony gniewem, jeszcze inaczej wobec matki, chorego dziecka czy samego dziecka. Dla mnie Anatolij był zwykłym człowiekiem, który stawał się niezwykły poprzez zgłębianie swoich grzechów. Rozumienie co raz lepiej ich natury a co za tym idzie natury człowieka. I stąd jego dar, który był (w moim agnostycznym rozumieniu, bo nie jestem wierzący) najzwyklejszym dojrzewaniem duchowym, emocjonalnym. Ale kwestia nazewnictwa nie ma tu znaczenia. Czy będziemy poruszali się w obrębie religii, czy też poza jej obszarem zrozumiemy się zawsze we wspólnym dialogu jeżeli zawierzymy intuicji.
Co do wizyty Tihona i córki na wyspie. Scena, w której Anatolij modli się za nią jest tak mocna i tak przerażająco, że fakt nie dostrzeżenia tego przez Ciebie nie wymaga chyba komentarzy. Dziewczyna, jak wielu z nas, żyje strachem, obłędem. Zamknięta w swoim pokoju wypełnionym obawami odreagowuje niekontrolowanymi wybuchami śmiechu, paranojami. I tu Anatolij (dzięki wspomnianej wcześniej wyobraźni, dzięki oświeceniu, lub nazwijmy to po świecku - świadomości) wchodzi w jej świat łatwiej niż ktokolwiek mógł to do tej pory uczynić. Mówi jej językiem, językiem wariata. Scena, kiedy łódź z ojcem i dziewczyną zbliża się do wyspy i Anatolij nawiązuje z nią kontakt już na odległość poprzez wycie a potem udawanie kury (bardzo świadome) jest fenomenalna. Nie wspomnę już o samie modlitwie. Zwróć uwagę, dziewczyna na początku śmieje się, bo ucieka od własnego strachu. To częsta reakcja nas wszystkich. Ale kiedy dostrzega powagę sytuacji - Tihonov modli się (mówi do Boga w jej imieniu) - dziewczyna staje się świadkiem własnego obłędu. Staje twarzą w twarz z własnym strachem. Zwróć uwagę jak cierpi, jak się szamocze. Czyż nie robimy tego samego, nie odczuwamy podobnie, kiedy przebudzamy się np. z konsumpcyjnego snu po kilkanaście razy w roku? Nadal uważasz, że to spotkanie nic nie dało i że reżyser nie miał pomysłu
A co do spotkania Kaina i Abla, Tihonowa i Anatolija. Scena tłumaczy się sama przez się.
Kolejne spostrzeżenie - ojczulkowie to nie bogowie, to ludzie tacy jak my wszyscy. Bardzo często zaślepieni i zatrwożeni. Anatolij przerywa ich sen wielokrotnie.
Mój też :)
Film bardzo mi się podoba, mimo że koncepcja Boga w filmie i w życiu w ogóle nie przemawia.
Wybacz, ale trochę błędnie rozumiesz scenę z modlącym się za córkę Tichona Anatolijem. Ona wcale nie była obłąkana, chora. W samym filmie Anatolij mówi, że jest ona biesnowata, to znaczy, że opętał ją szatan. Biesnowaci, mając kontakt z modlitwą, ikonami, świętymi miejscami zaczynają się dziwnie zachowywać: zmienia im się głos, krzyczą, śmieją się, udają zwierzęta(np. właśnie kurę), często odrzuca ich i nie mogą bliżej podejść do np.ikony( można by tak długo wymieniać).
Anatolij w scenie modlitwy właśnie wypędzał z córki Tichona złego ducha. Dziewczyna śmiała się, uciekała, chowała się właśnie przez to opętanie, ale nie chodziło tam o obłąkanie czy strach.
Pozdrawiam ;)
Mówiąc prosto, nie była normalną osobą. Nawet jeżeli miała specjalne predyspozycje do odczuwania bardziej niż inni. Nie mniej dokładnie o tym samym pisałem. Papa
Kino z natury posługuje się uproszczeniami. "Wyspa" to paradoksalnie odwrotnie niż to, co piszesz. To proste słowa i proste obrazy ponad bardzo bardzo ciekawą treścią.
No aidoni, dzięki takim jak Ty wierzę w funkcję dydaktyczną filmwebu:)
Naświetliłeś mi wiele spraw, które każą inaczej spojrzeć na film. W sumie
trochę "lamersko" się wypuściłem.
Jednak chyba nie aż tak lamersko jak próbuje wmówić vqrvjony, którego
zarzuty w ledwie umiarkowanym stopniu dotyczą mojego komentarza.
Z przyjemnością czytało mi się całą Waszą dyskusję. Film moim zdaniem zrobiony idealnie. Trzeba tylko czasem uzupełnić wiedzę, zanim się go oceni. Ta dyskusja na pewno jest wystarczającym jej źródłem. Pozdrawiam i polecam film.
a propos panskiego opisu filmu Wyspa(ostrov) - film zrozumie pan w 30 minut sluchajac jednego z kazan niedzielnych www.kazaniaksiedzapiotra.pl
Jako że dyskusja właściwie się już zakończyła, krótko odniosę się do tego, co napisał aidoni.
Przyczyny postępowania Anatolija były dla mnie jasne, tylko uważałam i nadal uważam, że postaci w filmie były zbyt surowe oceniane. Ukazywano zło w dobrych ludziach. Oczywiście każdy powinien dążyć do świętości, jednak duchowa doskonałość raczej nie jest w pełni dostępna ludziom, stąd też nie powinna stanowić odnośnika. Niemniej, jak już wspomniałam, rozumiem przesłanie filmu i całość odbieram pozytywnie.
Hmm, to, co napisałam wyżej, nie do końca brzmi tak, jakbym sobie tego życzyła, dlatego obawiam się, że mogę nie zostać dobrze zrozumiana, ale nie wiem, jak dokładnie wyjaśnić, o co mi chodzi, dlatego niech już tak zostanie.
Kończąc, pragnę podziękować osobom, które wzięły udział w dyskusji, za udowodnienie, że da się tutaj jeszcze normalnie, kulturalnie porozmawiać nie tylko wtedy, gdy ma się identyczne opinie.