Admirał oszukał go w podobny sposób jak on sam to robił z innymi potrzebującymi ludźmi? Wydaje mi się, że mógł sobie na to pozwolić bo sam prawdopodobnie nosił w sobie o wiele bardziej ciężkie zbrodnie a takie kłamstwo po prostu było temu Anatolijowi potrzebne żeby przygotować się do śmierci. Oczywiście mogę się mylić ale wydaje mi się, że cały ciąg zdarzeń jest w ten sposób analogiczny. Tylko, że w takim układzie w motyw wiary zostaje wplecione kłamstwo. Powiedźcie co Wy o tym myslicie.
Przyznam, że nie pomyślałem o tym wszystkim w ten sposób, jak Ty. Cały czas miałem przeświadczenie, że Anatoli po prostu został obdarzony przez Boga nadprzyrodzonymi charyzmatami dzięki, którym pomagał ludziom i którymi mógł Bogu pokazać, pokornie i rozważnie ich używając , że zasługuje na wybaczenie.
Taki tok myślenia przypieczętowała mi scena z modlitwą o uwolnienie opętanej dziewczyny. . Bo o ile Anatoli mógł oszukiwać we wcześniejszych przypadkach to tutaj nie ma o tym mowy, bo dziewczyna podczas modlitwy i po niej przejawiała zachowania charakterystyczne dla egzorcyzmowanych osób opetanych przez złego ducha.
Ponadto głowny bohater cieszył się mimo swych specyficznych często niestosownych zachowań niemałym szacunkiem współbraci właśnie ze względu na sprawy wiary, także nigdy nie pomyślałbym, że Admirał także oszukał Anatolija, a że po prostu był tym, którego Anatoli myślał, że zabił.
Jednak myślenie abstrakcyjne u mnie leży i czesto oglądając wielkie produkcję nie umiem dostrzec jakiegoś drugiego dna, więc jestem ciekaw, jak Ty pojmujesz ten film, bo mnie to zintrygowało. Tymbardziej, że nie mogę zrozumieć czemu bohater udawał, że ktoś inny jest ojcem Anatolim. Nie wiem może przez swoją skromność i pokorę?
Pozdrawiam
W którym momencie udawał, że nie jest sobą bo za bardzo nie kojarzę w tej chwili?
Można interpretować wprost ten film tak jak mówisz ale wtedy pozostaje warstwa mistycyzmu obszyta grubymi nićmi. Trochę za grubymi jak na moje oko aby pozostawiać je ot tak sobie. Przede wszystkim dla mnie jest to film o pokucie i zmaganiach z błędem jakiego dopuścił się ten człowiek w przeszłości. Dobrze zobrazowane jest, że naprawia wszystko po swojemu, nie jest szablonowym mnichem tylko lekko chaotycznym, wytrąconym z równowagi no właśnie, kim? Jeśliby przyjąć w 100%, że czynił cuda to by to był człowiek święty, ale nie jest to tak moim zdaniem przedstawione. Nie ma żadnych potwierdzeń jego 'cudów', inni mnisi go zbytnio nie lubią i ta tematyka w ogóle leży obok. W którym momencie by był a w którym nie był święty? Gdyby nie zabił kapitana też byłby święty? Od kiedy zaczęły mu wychodzić 'cuda'? O tym nic nam nie wiadomo. Reżyser pozostawia furtkę, że mogło tak być, że wiara czyni cuda itp itd ale powinna być też przeciwwaga bo to nie jest sci-fi przecież. Taki delikatny balans cały czas panuje i nie można być pewnym. Admirał miał np pieprzyk obok nosa a kapitan na początku chyba nie miał, na takich drobiazgach można próbować się doszukiwać po której stronie leży racja ale po krótkim zastanowieniu uważam, że to w zasadzie to jest bez różnicy i tak skoro sprawa sprowadza się do tego samego, do zmagania się z konsekwencjami swoich czynów.
W momencie, kiedy wchodził do innej izby
( kazał się przysłuchiwać kobiecie, która przyszła z prośba o modlitwę za męża) i rzekomo rozmawiał z innym ojcem.
Również i moim zdaniem ten film jest o pokucie i zmaganiu z konsekwencjami błędu, który popełnił, tylko ja nie posiadam, jak pisałem takiej wrażliwości i umiejętności dostrzegania rzeczy ukrytych pomiędzy tzn. wierszami. I dlatego rozumiem fabułę tak prostolinijnie.
Czyli jedynie przez pryzmat wiary i jej wpływu na życie człowieka.
I myślę, że z takich obrazów nalezy wyciągać to, co dla nas jest dobre i czegoś nas uczy, bo trzeba być reżyserem, żeby wiedzieć o czym ten film w ogólnie w w danych momentach mówi. Dlatego też nie lubię filmów ambitnych ponieważ nie potrafię trafić w klucz twórcy, a jednocześnie lubię, bo sam mogę sobię interpretować, a nawet nadinterpretowqać pewne sceny i jakoś ubogacać nimi swoje życie.
Co do chaotyczności i nieszablonowości to odbierałem to tak, że bycie dobrym człowiekiem to bycie nim w środku, co nie zawsze musi uwidaczniać się na zewnątrz. Czasem manifestujemy coś przez wyuczone symbolizujące pewne stany naszego samopoczucia zachowania tylko, żeby innym się pokazać, żeby ktoś to docenił dojrzał przez co czujemy się dowartościowani, a przecież wystarczy, że my sami znamy prawdę o sobie.
Co do pomocy innym to dla mnie nie były to sceny, które miały pokazać, że Antatoli jest święty, a jedynie pokorny i ufny wobec Boga, co do swojej posługi. Bohater popełnił głupi błąd podyktowany strachem, a nie wyrafinowanym opanowaniem. Bóg dał mu szansę odpokutować tę winę, a widząc, że Anatoli uczynił to całym sobą dał mu jeszcze za życia dowiedzieć sie prawdy i otrzymać przebaczenie.
Taka jest moja wizja, ale jak mówię podyktowana swoim światopoglądem i interpretacją i dlatego ten film mi się podobał, bo jest jak książka, każdy widzi go inaczej, bo każdy wyobraża sobie pewne rzeczy w inny sposób.
pozdrawiam
Ten moment pamiętam, właśnie świadczy on o improwizacji jaką robił bohater przy 'uleczaniu' tych osób. W przypadku obłąkanej dziewczyny mamy większy nacisk na niewyjaśnione zjawiska a w tym przypadku na prostotę i ludzką ułomność. Nie ma w tym nic ukrytego pomiędzy wierszami chyba bardziej chodzi o to aby ten film był jednoznaczny i politycznie poprawny w odbiorze zarówno dla osób wierzących jak i dla niewierzących.
Osobiście film był dla mnei ciekawy z tego względu iż pokazuje jak człowiek nieodpowiedzialny może cierpieć w skutek własnych słabości. Nie mieszałbym do tego spraw wiary ponieważ bohater został niejako w nią wrzucony, mnisi go wyłowili, uratowali, dali mu szansę bo taką mają naturę ale on nie podpisuje się pod tym tylko pozostaje na uboczu na swojej wyspie. Z mnichami łączą go częściowo wspólne cele ale on interpretuje je bardziej w rzeczowy sposób i wcale nie jest powiedziane że gorszy bo suma sumarum nawet ten ojciec przyznaje mu rację po spaleniu butów i wyrzuceniu kołderki. Bohater znajduje się w piekle cierpienia w tej kotłowni swojej i tylko on umie się w tym środowisku poruszać bez lęku i ze sttanowczością. Dlatego też wywnioskowałem o tym, że admirał mógł mieć własne jeszcze gorsze piekło. Ten film jest zupełnym oderwaniem od płytkich filmów i seriali w których kwestie ponoszenia konsekwencji abstrahując od przepisów prawa, są zupełnie pomijane. Nawet pod groźbą własnej smierci nie można zabić innej osoby tym samym próbując się usprawiedliwić i ja się pod tym podpisuję. Pozdrawiam również
Są przynajmniej dwa cuda. Przewidzenie pożaru i uleczenie nogi chłopca. Druga sprawa - nie lubił go tylko jeden mnich; jeden go bardzo lubił, a o innych nic nie wiemy.
"Nie mieszałbym do tego spraw wiary ponieważ bohater został niejako w nią wrzucony, mnisi go wyłowili, uratowali, dali mu szansę bo taką mają naturę ale on nie podpisuje się pod tym tylko pozostaje na uboczu na swojej wyspie. "
Co tez Ty mówisz? On przecież przez cały film rozmawia z Bogiem. W zasadzie każda scena przeplatana jest modlitwą. Anatoli jest typowym przykładem prawosławnego świętego, a konkretnie tzw. jurodiwego.
Tzw. opętanie czyli jak to nazwał Anatoli - bies, który siedzi w nas. Tym biesem jest nasze ludzkie przywiązanie do rzeczy i do ludzi, kiedy traktujemy je jak własność bo utożsamiamy się z naszym ego.
Ego jest tym źródłem tego biesa, demona - zakuwa nas w kajdany różnych obsesji - jak w przypadku tej dziewczyny, kiedy przybierają chorobliwą, patologicznę formę. To właśnie ukazał ten film, można go nazwać traktatem o przywiązaniu bo to z niego rodzi się cierpienie. Oczywiście ten admirał nie skłamał bo był tym, jego kompanem z lat młodości.
Raczej odpada, Admirał znał szczegóły, których znac nie mógł, choćby to, że barka wybuchła chwilę potem i był przekonany, że ten, który do niego strzelił zginął na niej, że wpadł do wody itp. Anatolij powiedział mu tylko, ze zastrzelił na rozkaz Niemców kogoś, nic więcej
Poza tym,
1. miał tak samo na imie i nazwisko
2. Te prośby ojca Anatoliego kiedy płakał na samotnej wysepce - niektóre odnosiły się bezpośrednio do Tikhona (admirała) jakby Anatolii (bo miał dar od Boga) wiedział że w końcu się spotkają; w tych prośbach pojawiał się wątek "(...) jak długo każesz mi czekać"
3. jak napisane wyżej, Admirał znał szczegóły.
Tutaj raczej nie ma jakiejś niejasności
Zaciekawiło mnie to co napisałeś w punkcie drugim. W trakcie filmu byłam przekonana, że te prośby Anatoli wznosi do ducha Tkhona, do nieżyjącej osoby w niebie, ale Twoja interpretacja też jest interesująca.
myślę, że admirał go oszukał. chociaż przeszła mi myśl, że to była odwrócona spowiedź i to grzesznik odpuszczał winy :)
1. To samo imię i nazwisko.
2. Te same rysy twarzy.
3. Wiedza Tichona o ładunkach wybuchowych.
4. Anatoli był przekonany, że pojawi się w ciągu 3 dni.
Nie za dużo, jak na zbieg okoliczności?
Czemu doszukujesz się oszustwa? Czy wersja, że Tikhon po prostu przeżył jest taka niedorzeczna? Sam to dobrze wytłumaczył: został ranny w ramię, wpadł do wody, rano go znaleźli i wyłowili.
Jeśli poddajesz to w wątpliwość, to równie nieprawdopodobne jest to, że Anatoli przeżył wybuch, a przecież nic mu się nie stało.
Moim zdaniem dobrze, że gdy po tych latach się spotkali nie rozmawiali wprost "to ja do Ciebie strzeliłem", "nie martw się, już dawno Ci wybaczyłem". Ale jestem przekonana, że to był właśnie Tikhon.
Dzięki temu film nabrał jeszcze większej głębi: Anatoli żył tak, aby zadośćuczynić za popełnienie najcięższego grzechu, naprawdę ogromnie żałował tego, co się stało. Ale tak naprawdę nie zabił człowieka, więc jest dzięki temu jeszcze bardziej czysty i wyjątkowy. Mógł spokojnie umrzeć.
Rozmowa Anatolija i Tichona może być odczytywana w różny sposób.
Myślę, że oni rozpoznali się i to sprawa Przeznaczenia.
Bolesna przeszłość spowodowała, że nie chcieli mówić "wprost" o tamtej sytuacji.
Anatolij to typ świętego-szaleńca. Taki człowiek częściej doświadcza bliskości Boga niż wielu pokornych, świątobliwych mnichów.
W właśnie tego zazdrościł mu brat Hiob.