Film długo przeze mnie oczekiwany, choć po zwiastunie spodziewałem się czegoś w rodzaju
powtórki z "Teksańskiej masakry...". Coś mi jednak podpowiadało, że nie będę żałował czasu
ani pieniędzy, oglądając ten obraz. Choćby dlatego, żeby się przekonać, co też "nowego po
staremu" amerykańce są w stanie wymyśleć. Poza tym zachęciła mnie piosenka The Mamas & The
Papas "California Dreamin'" puszczana w zwiastunie. Ale mniejsza z tym.
Sam początek filmu otwiera nam sceneria typowa dla dalszej akcji filmu: odludne, piaszczyste
wzgórza, słońce itd. Reżyser nie przeciągał akcji, więc po kilku minutach widzimy efektowną
scenę mordu. Następuje intro, dość szczęśliwie łączące makabrę z ironią; następującym po
sobie obrazom wybuchów i zdeformowanych ludzkich ciał towarzyszy melancholijna
folk-piosenka. Dalszy przebieg filmu idzie w stornę coraz większego napięcia, by dojść do
kulminacyjnego momentu - trzech okrutnych scen: spalenia, gwałtu i porwania, związanych z
odsłonięciem tajemnicy wzgórz. Dalej dochodzi do jeszcze większej kaźni.
Po opisie filmu wydawałoby się, że "Wzgórza mają oczy" są kolejnym tworem taśmowej produkcji
niskobudżetowej papki gore. Moim zdaniem tak nie jest, i nie godzę się z opiniami, że film
prezentuje za dużo "irracjonalnego zabijania", że "obrzydliwe" (choć to prawda, nie dla
Teletubisiów), "głupie" i inne bzdury. Okrucieństwo, którego (istotnie) nie brak remake'owi
Alexandra Aja, nie zostało zaprezentowane z dziką satysfakcją epatowania makabrą czy
sadystyczną degustacją. Są sceny brutalne, ale nie ma scen obrzydliwych, przesadzonych,
które są np. w "Hostelu" i "Pile II". Wszstko wyważone z artystycznym poczuciem proporcji -
tak, że całość składa się na inteligentnie prowadzony nastrój psychozy, dość śmiało grający
na emocjach odbiorcy. Również bohaterowie zachowują się w obliczu zagrożenia "po ludzku":
ich zachowanie nie sprowadza się do krzyku i ucieczki - wpadają w rozpacz, szukają wyjścia,
błąkają się, miotają etc.
Kiedy pojawiły się napisy końcowe - wraz z kolegą westchnęliśmy po solidnej dawce napięcia. Ktoś (jakiś krytyk) napisał niedawno, że dobry film to taki, który wyświetla się w głowie jeszcze długo po obejrzeniu. W tym przypadku tak było. [Ale tu trzeba "czuć bluesa". Szkoda, że większość nie poczuła.]
Dlatego też uważam "Wzgórza mają oczy" za jeden z najlepszych horrorów nakręconych w ostatnim czasie, i jeden z najdoskonalej stworzonych filmów nowego pokolenia "horror-movie". Jak na razie nie ma dla niego żadnej konkurencji.