Największe plusy to dobra muzyka i fantastyczne zdjęcia pustynnego krajobrazu co razem stworzyło oryginalny i surrealistyczny klimat.
Fabuła prosta i nawet miejscami przewidywalna, ale co tam, jest wiele gorszych filmów.
Jedyne co mi przeszkadzało, to ta rodzina. Jakoś nie mogłem się z nimi identyfikować, albo ich lubić. Nie wiem dokładnie z czego to wynika, ale jedyny któremu kibicowałem to ojciec ratujący mała córeczkę.
Po-atomowe mutanty- dobry pomysł, fajna lokacja w eksperymentalnym miasteczku, chociaż ja preferuję w takich filmach raczej psychowi w stylu „Devils Rejects”.
Krwawe sceny – myślałem, że twórcy pójdą jeszcze dalej, ale i tak było przekonywująco.
W sumie film dobry, ale bez rewelacji.
Co do kontynuacji, to boję się, że już dobra nie będzie.
Już chyba rozumiem czemu ta rodzina mnie nie przekonała.
To typowy „American Dream” – duży samochód, psy, dzieci, żona, mąż były policjant.
Naiwni i szczęśliwi w swoim małym świecie.
Pewnie takich tu dali żeby podkreślić ich ignorancję na te próby jądrowe i tak dalej.