Film - 7/10, bardziej mi siadł od "Przeszłości która whatever", fajnie że tyle postaci się pojawiło z rożnymi mocami. Fabuła była w większości przewidywalna (przecież dobrzy musieli zwyciężyć). Quicksilver w genialnej scenie. Apokalips reprezentował jakieś zagrożenie. Polska też spoko, pokaleczona trochę ale lepiej niż w wielu innych filmach.
Ciekawe że wyciągnęli znowu Feniksa z Jean - ciekawe czy to będzie kontynuowane w kolejnym filmie i jak to będzie kontynuowane.
Jednak postać Magneto w moim odczuciu bardzo słabo napisana. Facet który nie wie co ze sobą zrobić, nie ma własnego zdania, miota się co parę lat to tu to tam. Pojawi się się ktoś z nieco większą charyzmą i od razu Erik jak chorągiewka odwraca się z kierunkiem wiatru. Niestety w tym filmie został potraktowany jak wyrobnik do przerzucania złomu z jednego miejsca w drugie. A na końcu oczywiście best friend Xaviera - normalnie Bromance...
W ogóle postacie były w większości jakieś takie płytkie. Jean przez cały film właściwie nic nie robiła, McCoy też, Scott to samo. Pokładałem spore nadzieje w Psylocke i Jubilee, ale pierwsza się nie wykazała a druga pojawiła może na kilka chwil. Magneto tak jak napisałeś. Jedynie Mystique i Quicksilver mieli jakieś takie lepsze te role. No i może Kurt jeszcze.
Generalnie według mnie najsłabsza część z "nowej serii".
W sumie najlepsze z całego filmu było to, że w końcu odcięli się od tej kupy o tytule X-men Origins: Wolverine. Ten fragment z uwolnieniem Logana był IMHO lepszy od całych Originsów...