PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=785552}

X-Men: Mroczna Phoenix

Dark Phoenix
2019
5,4 41 tys. ocen
5,4 10 1 41307
3,7 17 krytyków
X Men: Mroczna Phoenix
Review(title=Popioły, teaser=Źle jest już w momencie, gdy film, w którym zaraz zaroi się od pomalowanych na niebiesko aktorów, wita nas czarną planszą i bombastycznym pytaniem: "kim jesteśmy?". Jak dla mnie kinowi X-Men zawsze mieli problem ze zrównoważeniem charakteryzatorskiej obciachowości z retoryczną pozą "a teraz opowiemy wam o nietolerancji". Maźnięte grubą warstwą farby facjaty Lawrence czy Houlta jakoś nigdy nie wyglądały tak cool jak Saldana czy Gillan w "Strażnikach Galaktyki". Trudno było brać Lawrence i Houlta na serio nawet wtedy, gdy walczyli z Magneto, a co dopiero, kiedy lamentowali nad losem wykluczonych. Film Kinberga tylko potęguje to wrażenie., content=Kiedy [person=435655]Grant Morrison[/person] zabrał się za pisanie komiksów o przygodach X-Men, miał trafne przeczucie: w zasadzie o mutantach da się opowiedzieć tylko kilka historii. To zamknięta pula, cykl. Zawsze będzie jakaś "pierwsza klasa", Magneto i Sentinele zawsze będą komuś zagrażać, przeszłość Wolverine'a zawsze się o niego upomni, a za rogiem zawsze będzie czaić się przyszłość, która lepiej, żeby nie nadeszła. Aha, no i Phoenix zawsze powstanie z popiołów. Znamienne: seria [person=435655]Morrisona[/person] nosiła tytuł [b]"New X-Men"[/b], ale logo zapisano w taki sposób, że było palindromem, zapętloną wstęgą. Nieważne, czy czytałeś logotyp wprzód czy wstecz, zawsze dostawałeś to samo. Przekaz był jasny: nowe X-Men to stare X-Men, feniks umarł, niech żyje feniks. [center][filmPhoto=818015,3,none,0px-0px-0px-0px][/filmPhoto][/center] Nic zatem dziwnego, że najsłynniejsza komiksowa historia z udziałem X-Men wraca na duży ekran. Studio 20th Century Fox i producent [person=138994]Simon Kinberg[/person] wydeptali już każdą z wymienionych wyżej ścieżek, nadeszła więc pora, by wrócić do domu. Tym bardziej że [b]"[film=106411]X-Men: Ostatni bastion[/film]"[/b][person=10447]Bretta Ratnera[/person] absolutnie nie oddawał sprawiedliwości [b]"Sadze o Mrocznej Phoenix"[/b] [person=273973]Chrisa Claremonta[/person] i [person=273972]Johna Byrne'a[/person]. Przypomnę tylko, że Jean Grey, wokół której powinna kręcić się cała afera, była tam w zasadzie postacią drugoplanową. [person=138994]Kinberg[/person]– tym razem jako scenarzysta i reżyser – miał więc fory już na starcie. Chyba nie mogło się nie udać? Prawda? Cóż, jeśli to dla kogoś ważne, [b]"[film=785552]X-Men: Mroczna Phoenix[/film]" [/b]ma równie niewiele wspólnego z oryginałem, co film [person=10447]Ratnera[/person]. [person=138994]Kinberg[/person] zachowuje z komiksu absolutne fabularne minimum. Oto Jean Grey ([person=683058]Sophie Turner[/person]) wchodzi w kontakt z tajemniczą pozaziemską mocą. Pękają bariery bezpieczeństwa, jakie postawił w jej głowie Charles Xavier ([person=69978]James McAvoy[/person]), i Jean staje się zagrożeniem na kosmiczną skalę. Co ciekawe, bliżej stąd do filmowej [b]"[film=726490]Kapitan Marvel[/film]"[/b] niż do Claremonta i Byrne'a. Jean okazuje się fabularną bliźniaczką Carol Danvers: obie bohaterki emancypują się przecież spod wpływu patriarchy-mentora, przepracowują wypartą traumę i odzyskują dla siebie zakazaną emocjonalność. Obie przechodzą scenariuszową psychoterapię i odrzucają przyprawione im gęby histeryczek. Obie walczą nawet z inwazją zmiennokształtnych przybyszów z kosmosu. Tak, dobrze przeczytaliście: "inwazja zmiennokształtnych przybyszów z kosmosu". Niestety, [person=138994]Kinberg[/person] bierze za fraki Hellfire Club, Jasona Wyngarde'a, cesarzową Lilandrę, imperium Shi'ar, ciemną stronę Księżyca, Watchera, wyrzuca to wszystko do kosza i w zamian proponuje najbardziej rutynową z rutynowych inwazję porywaczy ciał. Czarnym charakterem nie jest tu więc tytułowa Mroczna Phoenix (dość powiedzieć, że słowo "feniks" pada w filmie tylko raz, rzucone mimochodem i momentalnie zapomniane). Czarnym charakterem nie jest nawet nikt z jakimkolwiek – hmm – charakterem. Nie, czarnym charakterem jest ubrana jak księgowa z Wall Street Zła Kosmiczna Pani ([person=479698]Jessica Chastain[/person]) ze swoją armią anonimowych pomagierów, ubranych jak maklerzy giełdowi, również z Wall Street. Dodam, że finałowe starcie ma miejsce na jakichś torach pod jakimś mostem. Zaiste, epicko. [center][filmPhoto=818239,3,none,0px-0px-0px-0px][/filmPhoto][/center] Żeby było jasne: nie uważam, że wierność pierwowzorowi jest gwarantem dobrej adaptacji. W gruncie rzeczy uważam nawet coś wręcz przeciwnego. Ale, na Galactusa, nie bierze się za [b]"Sagę o Mrocznej Phoenix"[/b], żeby zainscenizować ją na jakichś torach pod jakimś mostem! To tak jakby rozegrać [b]"[film=693758]Infinity War[/film]"[/b] w piwnicy, a Thanosa zastąpić domorosłym maniakiem biżuterii, który chce okraść jubilera. Marvelowski wariant opowieści o Thanosie i Rękawicy Nieskończoności to zresztą dobry przykład adaptacji udanej, a niewiernej. Bracia [person=73239]Russo[/person] i ekipa nie byli przecież zbyt lojalni wobec obrazkowego oryginału, zachowali jednak jego skalę i opowiedzieli zajmującą historię. Problem z [b]"[film=785552]Mroczną Phoenix[/film]"[/b] jest natomiast taki, że na tych torach i pod tym mostem nic ciekawego się nie wydarza. Źle jest już w momencie, gdy film, w którym zaraz zaroi się od pomalowanych na niebiesko aktorów, wita nas czarną planszą i bombastycznym pytaniem: "kim jesteśmy?". Jak dla mnie kinowi X-Men zawsze mieli problem ze zrównoważeniem charakteryzatorskiej obciachowości z retoryczną pozą "a teraz opowiemy wam o nietolerancji". Maźnięte grubą warstwą farby facjaty [person=612192]Jennifer Lawrence[/person] czy [person=57064]Nicholasa Houlta[/person] jakoś nigdy nie wyglądały tak cool jak [person=40559]Zoe Saldana[/person] czy [person=1048386]Karen Gillan[/person]w[b]"[film=594357]Strażnikach Galaktyki[/film]"[/b]. Trudno było brać [person=612192]Lawrence[/person] i [person=57064]Houlta[/person] na serio nawet wtedy, gdy walczyli z Magneto, a co dopiero, kiedy lamentowali nad losem wykluczonych. Film [person=138994]Kinberga[/person] tylko potęguje to wrażenie. [center][filmPhoto=818016,3,none,0px-0px-0px-0px][/filmPhoto][/center] [b]"[film=785552]Mroczna Phoenix[/film]" [/b]sili się bowiem na powagę (jest mroczna już w tytule), ale to jedynie myślenie życzeniowe za 200 milionów dolarów. W [b]"[film=489280]Pierwszej klasie[/film]"[/b][person=182213]Matthew Vaughna[/person] była scena, w której grany przez [person=172683]Michaela Fassbendera[/person] Magneto usiłuje przesunąć siłą woli gigantyczną antenę. Teoretycznie: przepis na filmową katastrofę. Aktor patrzył w dal, rozczapierzał palce, zaciskał zęby, robił się czerwony, ale nie było w tym cienia szmiry. Wręcz przeciwnie: ten moment mówił nam coś o jego bohaterze, stanowił ważny krok emocjonalnej podróży postaci. W [b]"[film=785552]Mrocznej Phoenix[/film]"[/b] jest podobna scena: Magneto znowu próbuje udźwignąć myślą jakieś żelastwo,[person=172683]Fassbender[/person] znowu pręży się i napina. Efekt jest jednak cokolwiek głupawy, bo tym razem dostajemy scenę o tym, że Magneto "magnetuje". Czyli de facto o niczym. Grymas na twarzy [person=172683]Fassbendera[/person] jest odklejony od emocji, a [person=138994]Kinberg[/person] opowiada historię pozbawioną fundamentów. Za dramatycznymi gestami i egzaltowanymi pytaniami retorycznymi nic nie stoi. Oczywiście [person=138994]Kinbergowi[/person] nie sprzyjają warunki: kinowe uniwersum X-Men to niezły bałagan, pełen obsadowych przetasowań, fabularnych nieciągłości i narracyjnych ślepych zaułków. Emocjonalny ciężar [b]"[film=785552]Mrocznej Phoenix[/film]"[/b] spoczywa na barkach[person=683058]Sophie Turner[/person], ale aktorka wciela się w Jean Grey dopiero po raz drugi, ostatnio nie miała zaś zbyt wiele do roboty. W efekcie dostajemy więc opowieść o dramatycznej przemianie kogoś, kogo w zasadzie dopiero co poznaliśmy. Ta Jean niezbyt nas obchodzi, bo nie zdążyliśmy nawiązać z nią emocjonalnej relacji ani poznać, jakie emocjonalne relacje łączą ją z innymi bohaterami. Kiedy w [b]"[film=790542]Avengers: Końcu gry[/film]"[/b] Iron Man kłócił się z Kapitanem Ameryką, czuć tam było ciężar więzi budowanej na ekranie od dekady. Turner nie tylko nie ma podobnego zaplecza (nie jej wina), ale i nie dostaje od [person=138994]Kinberga[/person] żadnego wsparcia (też nie jej wina). [person=172683]Fassbender[/person] i [person=69978]McAvoy[/person]wychodzą z tej katastrofy obronną ręką, bo są na drugim planie, bo znamy ich od czterech filmów, bo mają u nas kredyt zaufania. Filmu jednak nie uratują, nieważne, jak bardzo zaciskaliby zęby i wyłupiali oczy. [center][filmPhoto=809164,3,none,0px-0px-0px-0px][/filmPhoto][/center] Szkoda, bo "X-Men" było kiedyś serią, która – wraz ze [b]"[film=9695]Spider-Manami[/film]"[/b] [person=11117]Sama Raimiego[/person]– przecierała w kinie komiksowy szlak. W latach 2000 mutanci byli hollywoodzką mniejszością i dawali nadzieję na to, że da się na dużym ekranie zrobić superbohaterów bez żenady, kompromisu i protekcjonalnego traktowania. Niecałe 20 lat później filmy o mutantach są już jednak reliktem starego sposobu załatwiania spraw. Starego, czyli po łebkach: [person=138994]Kinberg[/person] rzuca fanom drobniaki (tu gościnny występ Dazzler, tam kostiumy zainspirowane designem Franka Quitely'ego), ale zapomina o naprawdę ważnych rzeczach. I nie chodzi mi nawet o jakieś komiksowe niuanse, tylko o przyłożony do komiksowej formy standardowy blockbusterowy kunszt: szczyptę olśniewającego spektaklu, garść porywającej historii, kupę wiarygodnych bohaterów. Konkurencja od dekady dowodzi, że się da. Może teraz, kiedy wreszcie studio Marvel ma prawa do X-Men, Phoenix powstanie z popiołów raz jeszcze – tym razem jak należy? Do trzech razy sztuka., filmId=785552, trustedReviewer=false, seasonNumber=null, reviewUserNick=null, author=Author(name=Jakub Popielecki, nickName=jpopielecki, path=/230_2.$.jpg, user=null), date=null, authorId=null, user=null, reviewRating=null, film=, season=null)
Kiedy Grant Morrison zabrał się za pisanie komiksów o przygodach X-Men, miał trafne przeczucie: w... czytaj więcej

Recenzje Użytkowników

Słabo nakreślona jest również tytułowa postać, która bardziej przypominała mi sfochowaną Sansę Stark, próbującą się wyżyć za wszelkie cierpienia ze strony Joffreya i Ramsaya, aniżeli najbardziej potężną istotę we wszechświecie. więcej
Ostatnio w kinie superbohaterskim pojawiła się moda na przedstawienie silnych, niezależnych kobiet, dodatkowo posiadających najpotężniejsze moce we wszechświecie. Dwa lata temu trend ten zapoczątkowała "Wonder Woman", następnie pojawiła się "Kapitan Marvel", a jako trzecia (ale na pewno nie ostatnia) widzów zaszczyciła "Mroczna Phoenix". więcej