Jakiś pomysł tam jest. Niestety to, co miało być metaforą bawienia się w Boga, szybko nudzi i śmieszy. Bohater w końcu zaczyna widzieć nagich ludzi, a uciekając przed wymiarem sprawiedliwości trafia nawet do cyrku, że nie wspomnę o stereotypowym pościgu i sekwencji w Las Vegas oraz scenie z kaznodzieją. Powtarza się też po części ulubiona obsada Cormana (Ray Milland i Susan Cabot). Nic ciekawego, raczej totalna głupota.
Nie bądźmy tacy surowi. Film po pewnym czasie rzeczywiście śmieszy, ale ja go z tego powodu nie przekreślam. Na pewno nie zgodzę się, że "X-człowiek, który widział więcej", to "nic ciekawego", bo teraz już takich filmów się nie robi i na pewno warto zobaczyć ten film właśnie jako ciekawostkę.
Wyluzuj to przecież początek lat sześćdziesiątych ... pomysł nie jest zły a i sam film OK.
Jak by nie było stanowi klasykę i tak też powinien być traktowany ...
A może totalnie głupie postrzeganie tego filmu .Jak na rok 1963 ,ten obraz science fiction w żadnym przypadku nie klasyfikuje się na groteskową ocenę ,nawet przy uwzględnieniu różnych gustów i subiektywnych odczuć .
Film jak na 1963 dość nowatorski, domyślam się, że wtedy robił spore wrażenie. A Ray Milland jest bezbłędny. Ten koniec - pościg i samo zakończenie trochę jednak faktycznie psują obraz, robi się zupełnie niedorzecznie. Można to uznać za taką pamiątke z 60tych z przymrużeniem oka ;)