Odniosłam wrażenie, że fenomen Beatlesów został strasznie spłaszczony! Owszem utwory i melodia robią swoje, ale myślę że przypadkowy muzyk który gra na gitarze przeciętnie, nie osiągnąłby nagle takiego sukcesu nawet mając świetne teksty. Poza tym sama obecność Eda Sheerana sprawia, że wiadomo kto pomoże głównemu bohaterowi się wybić. Jeśli miałby być tym złym, nie zagrałby w filmie, podobnie jeśli miałby pojawić się dwa razy jako postać neutralna. Czekałam aż wniesie do filmu coś więcej poza żartem, ze swoją piosenką ustawioną jako dzwonek :(