Klimat miasteczka na wyspie, miejscami niezłe zdjęcia i sny głównej bohaterki, te rzeczy na plus. Problem polega na tym, że od samego początku jesteśmy w stanie przewidzieć rozwój wydarzeń, a także to, kto jest zamieszany w intrygę.
Niewykorzystany potencjał, w którym czuć wpływy takich filmów jak "Midsommar", "Kult", czy "Apostoł". Z Lovecraftem jest taka zagwozdka, że jego opowiadania ciężko przenieść na język filmowy. Według mnie tylko "Dagon" tego dokonał jak należy (ewentualnie jeszcze "Reanimator") i wychodzi na to, że wiele wody upłynie w Wiśle nim ktokolwiek zbliży się do tego poziomu.
"From Beyond" oczywiście znam, ale jak dla mnie to nie ta liga. Natomiast zapomniałem wspomnieć o "In the Mouth of Madness".
Zgoda. Jak dla mnie, "W paszczy szaleństwa" to najlepszy tytuł spod znaku H.P.L.