W zyciu sie tak nie zmeczylam na seansie, po godzinie ogladania mialam wrazenie, ze siedze w
kinie przynajmniej trzy. Jesli ktos lubi falsz w filmie i typowe zagrywki latwe do przewidzenia w
czasie lub placzliwy amerykanizm smialo moze celebrowac swoj wybor. Dodatkowo sceny
poszatkowane bez logicznego sensu, milion niekonczacych sie watkow niezwiazanych ze soba
(ale oczywiscie pretendujacych do bycia zwiazanymi) i pare innych rzeczy, ktorych juz nie mam sil
wymieniac. Nic mnie bardziej nie drazni od wciskania na sile wszystkiego, od 'twardych' dialogow,
jednostajnej miny Adriena, opowiedzianej historii, i na beznadziejnej muzyce konczac.