Gdzieś już to czytałam...zaraz, zaraz: "Zack i Miri kręcą porno?". Bez ogądania można więc póki co stwierdzić, że jedyna różnica taka, że tam była komedia, a tu podobno dramat psychologiczny. Oczywiście oba gatunki implikują inny rozwój fabuły i potencjalnie inne problemy, więc trzeba będzie obejrzeć i przekonać się, czy pani Jadowska zainspirowała się tylko punktem wyjścia historii i chce nam opowiedzieć coś od siebie.
temat jest podobny, rzeczywiście, ale oba filmy są zupełnie inne. W "Zacku i Miri" mamy do czynienia z komedią romantyczną, a w "Z miłości" jest przedstawionych kilka wątków, żaden z nie są ani śmieszne, ani romantyczne. Reżyserka pokazuje jak sprzedawanie się- w dowolny sposób, tutaj akurat sprzedawanie seksu- niszczy relacje z bliskimi ludźmi. Tutaj bardziej przekrojowo przedstawione są różne aspekty polskiego pornobiznesu- dosyć prymitywnego, można powiedzieć nieudolnego, kręconego w nieciekawych warunkach
Zack i Miri to nieudolna komedia romantyczna, ale różnica w jakości ogromna, tamto idzie obejrzeć, choć niekoniecznie na trzeźwo ;) Ten film to jedna wielka pomyłka, od początku do końca. I nijak się ma do opisu fabuły, chyba że mi połowę filmu wcięło albo przespałam trochę ;) Gdzie tu np. niszczenie relacji z bliskimi? Moim zdaniem to małżeństwo od początku było raczej letnie, a w łóżku zupełnie im nie szło, skąd pomysł, żeby akurat tak zarabiać? To tak jakby 120 kilowa nobliwa dama poszła do baletu ;) Zdzierżyłam do końca, bo myślałam że coś nastąpi - okaże się, że potrafią jednak być gorącym małżeństwem, rozstaną się i znienawidzą, babka okaże się lesbijką - cokolwiek. A tu nic, nul, zero kompletne. Wstyd, że dobrzy aktorzy zdecydowali się w tym zagrać, pewnie nie mogą teraz spojrzeć w lustro, a gażę oddali na cele charytatywne, żeby był z tego jakikolwiek pożytek ;)