Autorka zapatrzyła się w styl Szumowskiej i chciała go powtórzyć. Nie wyszło. Film nie
przedstawia żadnej historii. Widz od początku do końca nie wie, dlaczego młode
małżeństwo decyduje się tak naprawdę na zagranie w pornosie. Dowiaduje się jedynie,
że małżonkowie wykonali ten krok z powodów finansowych, ale czy próbowali w jakiś
inny sposób rozwiązać te problemy? Tego nie wiadomo. W jednej scenie autorzy
pokazują nam pomysł i etap nakłaniania żony przez męża, w następnej przyjazd do
Warszawy, a w kolejnej beznadziejne sceny seksu.

Dwójka głównych bohaterów nie są wcale głównymi bohaterami. Przez nijakość
głównego wątku na środek wysuwają się wątki poboczne, co sprawia, że widz przestaje
się interesować losem Eweliny i Piotrka, ale zaczyna kibicować Aśce i zastanawiać się,
czy uda jej się to, do czego dąży. Anna Ilczuk w roli Joasi udowadnia, że można grać
głupią idiotkę przez wiele lat w podrzędnym serialu, będąc jednocześnie dobrą aktorką.

Szkoda mi Ewy Szykulskiej, która zagrała w tej szmirze, bo jest za dobrą aktorką na takie
niewypały. Olbrychskiego mi nie żal. Dostał zapewne za tę rolę odpowiednią sumę. Zaś
ostatnio podczas konferencji prasowej z okazji swojego jubileuszu słowem nie
wspomniał o filmie "Z miłości", który za kilka tygodni miał się pojawić w kinach. To
świadczy o jego stosunku do tego filmu.