Gęsty, momentami mroczny. Interpretacja przemiany głównej bohaterki pozostaje otwarta. Może postępująca dezintegracja pozytywna wytwarza w jej umyśle obrazy które nie miały miejsca - dozorca nie jest konfidentem ale prawym człowiekiem "przystępującym do komunii co tydzień", dialog z Prymasem odbywa się tylko w głowie Julii, a więzień jest samym Jezusem Chrystusem? Ten mistycyzm i liczne alegorie (piękna scena przesłuchania więźnia/Jezusa przez Julie/Piłata) tworzą świetny klimat, dzięki czemu film się nie dłuży. Scenografia teatralna, zdjęcia i muzyka na zaskakującym poziomie. Od Mamony oczu nie można oderwać. Jedyne co rozczarowuje to postać Wyszyńskiego i dosłownie garstka frazesów.
Film zapomniany i niedoceniony. Śmiem przypuszczać że zarówno tematyka żydowskich oprawców (a to przecież pikuś) jak i chrześcijańskie morale wpływają na ocenę na fw. Smutne to, bowiem film po prostu cieszy oko.