główna żeńska postać, sympatyczna pani pilot wycieczki, przeżywa. Mimo że dwutonowy krokodyl przetransportował ją z tego jeziora do swojej kryjówki więc należy się spodziewać że nie załadował jej na grzbiet tylko nieźle musiał ją wytarmosić w zębach, czego na logikę nie mogłaby przeżyć. Okazuje się że, no dobrze, ma jakieś tam rany po ugryzieniach, ale przeżyła żeby był ładny happy end. Jakim cudem przeżyła, tego już film nie wyjaśnia, widz ma to przyjąć do wiadomości i się cieszyć że pozytywna postać nie zginęła.
Twórcy postanowili zakończyć film romantycznym zakończeniem. Jeszcze tylko mogli ślub głównych bohaterów pokazać he he. Ale ogólnie film dobry, nie był aż tak sztuczny jak większość filmów o zmutowanych zwierzakach. Jedynie psiny szkoda.