Film ma oczywiście swoje mankamenty, jak dla mnie momentami jest zbyt prosty i naiwny, nie do końca skłania do głębszych refleksji, nie umie tego w pełni zaznaczyć, wszystko rozwiązuje się zbyt łatwo w kontekście głównej bohaterki. Nie jest do końca wiarygodna, podobnie jak trochę przeszarżowana, ostatnia scena z Angeliną Jolie, kiedy kilka słów wystarczyło, żeby ją złamać. Ją, która przecież była taką "kozaczką".
No dobra, ale jedna postać drugoplanowa była dla mnie naprawdę creepy. Kiedy tylko pojawiała się na ekranie Britanny Murphy, to miałem dziwne uczucie niepokoju, bałem się każdej sceny z nią. A już najbardziej przerażające jest to, że w filmie strasznie bała się postaci Angeliny Jolie, która z niej kpiła i nastawiała przeciwko niej innych. Filmowa Lisa Rowe była socjopatką. Doskonale manipulowała, miała dużą charyzmę, grała kogoś, kim de facto nie jest, owijała sobie "koleżanki" wokół palca, czuła się kimś. Filmowa Daisy była zbyt słaba, by się z nią konfrontować. Kiedy Lisa rzuciła kilka mocnych słów, to Daisy się powiesiła.
A teraz przenosimy się do 2009 roku. Britanny Murphy ma anoreksję, jest w związku małżeńskim z tajemniczym mężczyzną, niejakim Simonem Monjackiem, notorycznym kłamcą, manipulatorem i facetem, który ostro doił ją z forsy, przepierdalając trzy miliony dolarów między innymi na jakieś fejkowe diamenty, czy cuś. Jednocześnie nie pokazywał jej światu, zamknął w domu, Britanny w ostatnich latach grała już w żałosnych horrorach. Monjack traktował ją jak rzecz, zamknął przed światem, zawłaszczył dla siebie, odciął od znajomych, przejął jej telefon, wszystkich od niej poodsuwał (oprócz matki, z którą miał mieć romans!). Również był socjopatą, człowiekiem chorym psychicznie. Niszczył jej życie - aż doprowadził do tragicznej śmierci małżonki. Britanny miała 32 lata. Tak, jak w Girl, Interrupted, zabiła ją postać ze skłonnościami socjopatycznymi. Tym razem to już jednak nie był film.