Na granicy groteski, czarno-humorzaste, piękne w swojej dosłownej dosadności. Aseksualna Gina Gershon z bobrem na wierzchu, "beach boy" McConaughey w końcu w roli, której nie powstydziłby się sam Mickey Rourke. Brud, syf, smród i jakże adekwatne do wizualnej oprawy seansu ludzkie żądze - zawsze te same, brudne, przyziemne, małe. Trochę powiało prozą McCarthy'ego, czy Nicka Cave'a, odrobina braci Cohen, miejscami "Cronenbergowskie" klimaty.
Absolutnie moje kino. Zręcznie nakręcone, zgrabnie zagrane i na tyle przekonujące, że aż nadto wiarygodne. Polecam.