Za kamerą W. Friedkin, zasłużony twórca filmowego napięcia, przed kamerą M. McConaughey skutecznie zrywający z wizerunkiem wesołka z komedii romantycznych. Film jest jednak pusty jak wydmuszka. Pozbawiony klimatu, znaczącego przekazu, głębi i większych przemyśleń. Przygłupiasta rodzinka wynajmuje policjanta, który dorabia sobie jako płatny killer, uwodzi niedorozwiniętą, stłamszona dziewicę traktując ją jako zaliczkę, przez cały film wieje nudą, dialogi są płaskie, dupa maryna i mydlina. A, na końcu mamy niby nagły zryw sytuacji, Zabójczy Joe pokazuje, że nie jest frajerem, upokarza cwaną cipodajkę symulując gwałt oralny za pomocą kurczaka i upomina się o zapłatę. I to ma wynagrodzić całe niedociągnięcia obecne w tym filmie? Kurczak zamiast penisa? Co to? reklama KFC??? Zabójczy Joe, który uśmiercił tylko bezbronną, starszą kobietę? Za finał należy się puchar za suchar, upośledzona blondynka strzela do bohaterów ,a oszczędza swojego "ukochanego" oznajmia, że ma dziecko i finał historii, no ludzie, litości, czym się tutaj zachwycać??? Specyfika? Specyficzne kino powinno być intrygujące, wciągające, klimatyczne. Degrengolada? Polecam Von Triera, Smarzowskiego, Noe...Oni potrafią ją pokazać w sposób stylowy, odważny, nietuzinkowy. A, tutaj? Jakiś kabaret o Paranienormalnych. Trudno uwierzyć, że za tym stoi Friedkin. Jedynym plusem tego filmu jest występ McConaugheya, którego stać na ciekawe role, nie tylko pogodnych przyjemniaczków. Ale to za mało. a by uratować ten film...