Śmiem twierdzić, że "Killer Joe" to najlepszy film Friedkina od czasu "Egzorcysty". Ma świetną dramaturgię, jest dobrze zagrany, a ostatnia sekwencja może konkurować z innymi, wyjątkowo chorymi scenami w historii kina. Jednak wciąż zadaję sobie jedno pytanie: czy po takich filmach, jak "Fargo", "Śmiertelnie proste", "To nie jest kraj...", "Prosty plan", "Funny Games", "Matnia", "Wściekłe psy", potrzebny jest światu kolejny obraz pragnący udowodnić, że człowiek to najbardziej bezmózga i amoralna istota na świecie?