Trochę banalny scenariusz. Nie lubię filmów, gdzie już na początku wiadomo, jak się on skończy, czyli w tym przypadku, że obie drużyny zmierzą się w finale i wygra ta dobra. Poza tym nie kumam tej ceny, gdy koleś sprzedał siłownię za 100 tys. i się tym zdołował. Nie dość, że wyszedł z długu 50 tys., to jeszcze uzyskał 100 tys. na czysto, za które mógł zrobić sobie nową siłownię (a jeszcze w perspektywie była szansa na kolejne 50 tys. za wygraną w turnieju). A ten siedział na lotnisku, gotowy oddać mecz walkowerem, zdołowany. To było nielogiczne. Jak i wiele innych rzeczy (tragiczna śmierć trenera, która niespecjalnie kogoś przejęła, eliminacje, w których wystąpiły tylko dwa zespoły, czy absurdalna popularność zawodników po jednym, czy dwóch dniach zawodów, że telewizja interesowała się tym tak, jak finałem Super Bowl). No i liczyłem na film bardziej pokręcony i głupkowaty :)