To najlepsza scena w filmie, kiedy tajemniczy mężczyzna wchodzi do saloonu, wygląda na niezłego kozaka, a zaczyna grać na skrzypcach. Potem jest niestety gorzej, bowiem dosyć szybko dowiadujemy się więcej o głównym bohaterze, który zaczyna ingerować w spór między dwiema familiami. Cała historia opiera się raczej na schematach, a szkoda bo początek był bardzo obiecujący. Jest tutaj również naprawdę niezły pojedynek, jeden przeciwko czterem. Wiele dialogów brzmi sztucznie, poza tym zakończenie rozczarowuje. Jeśli chodzi o kreacje aktorskie, nie są zbyt dobre, ale również nie żenują. Na wyróżnienie zasługuje Gordon Mitchell ze swoim niezapomnianym campowym śmiechem w roli rewolwerowca, który dostaje zlecenie na głównego bohatera . Muzyka jest całkiem przyjemna. Można nawet stwierdzić, że "Uccidi o muori" przypomina klasyczne amerykańskie westerny, lecz ma kilka elementów, które nadają mu klimatu spaghetti. Można obejrzeć, ale tylko dla fanów.
"kilka elementów, które nadają mu klimatu spaghetti"
A dokładnie które?
pozdrawiam
Chodziło mi o pojedyncze sceny jak np. gra na skrzypcach w saloonie, która jak na western jest dosyć dziwna. Poza tym zakopanie gościa po szyję w ziemi to motyw charakterystyczny dla spaghetti westernów. No i sama postać tajemniczego rewolwerowca przewija się cały czas we włoskich filmach z tego nurtu. A i Gordon Mitchell to zdecydowanie element nadający klimatu spaghetti (chociaż przeważnie grał w tych najgorszych westernach).
Moim zdaniem "Big Gundown" i "Faccia a faccia", poza tym na pewno "Viva Tepepa", "Bullet for the general" i "Une corde, un colt"
Chyba nie ma napisów, oglądałem z angielskim dubbingiem, dialogów nie jest zbyt dużo