no własnie gdyby.....
Po pierwsze materiał źródłowy pochodził od książki tak więc pole manewru było małe,trzeba było trzymać się pierwowzoru ale nawet chyba Fincher poległ i na tym polu(mógł chociaż się pokusić o większą zmiane wygladu głównej bohaterki gdy się ukrywała i większy profesjonalizm policji,który widzimy tylko przez pierwsza połowę filmu)ale akurat w tej kwestii nie mogę być żadnym autorytetem bo jej nie czytałem po prostu.
Właściwie samego Finchera trudno obarczyć jakąś znaczącą winą,taki miał po prostu materiał wyjściowy,ale powiedzmy,ze jest inaczej...
Do połowy filmu jest bardzo dobrze i tu gro osób zgadza się z tym,czyli rzeczywiście tak jest ale pierwszy zgryz nadchodzi wtedy kiedy widzimy "zaginioną"a jednak żyje!Napięcie momentalnie siada juz wiemy kto jest odpowiedzialny za cały ambaras.Ja osobiscie spodziewałem się,że do samego końca będziemy się zastanawiać i dociekać czy Nick zrobił to o co jest podejrzewany,dla samego filmu dobrze by było również.
Pierwsza gorzka pigułka przełknięta,mówi się trudno,przecież jeszcze nie wszystko stracone fabuła może nas jeszcze zaskoczyć nie raz...
Nasza uciekinierka ma zapewne jakiś plan,pokazana jest nam jako perfekcyjna planowaczka.W dalszej części filmu widzimy,ze az za bardzo perfekcyjna i tu jest kolejny zgryz(taki cyborg przez co mało wiarygodnie wypada).Jest na szczęście jedna scena,która ratuje w jakimś tam stopniu jej całokształt wtedy gdy zostaje okradziona,tu brawa,dobra scena,moze nawet jedyna!
Dalej niestety to już ona rządzi a najbardziej drażni,ze policja robi za statystów gdzie przez pierwszą połowę filmu,byli bardzo kompetentni w swoim fachu.
Nasza uciekinierka oprócz tego zmienia wyglad ale mało przekonywująco to robi chyba nie ogladała końcowej sceny z filmu:Dziewczyna z tatuażem(wersja skandynawska)czyli totalna metamorfoza małymi środkami jaka ktoś zapyta?Peruka!!Takie proste....
Mimo tych wszystkich utyskiwań film taki nadal by sie bronił gdyby z naszej uciekinierki z wybujałą wyobraźnią spragnioną zemsty nie zrobili(czyli pisarz albo zapewne pisarka) zwykłej psychopatki,która podrzyna gardło z zimna krwią człowiekowi jak świniakowi ba mogła pisarka pokusić się,że bogaczowi odbija palma i ona robi to w obronie własnej a tak całość historii jest jednoznaczna w wydźwięku nie ma niedomówień kogo jest większa wina,bo zdrada to jedno a morderstwo z zimna krwią to jak 1:10 na korzyść oczywiście faceta....
Tu też skomentuję, a co :)))
Ja bym tak szybko Finchera nie rozgrzeszał :)) mógł fabułę tak zmienić aby było napięcie do końca.
W takiej wersji film jest nie do przyjęcia. Nie wiem, może wyjdzie jakaś wersja reżyserska, która poprawi te błędy, ale na chwilę obecną zdanie nie zmienię, zmarnowane 2,5h :))
Historia od strony Nicka jest naprawdę ciekawa. Niewiernemu mężowi znika żona, wszystkie znaki na niebie zaczynają sugerować, że to jego sprawa, więc próbuje się z tego wyplątać. Nie wie tylko, że sieci zostały utkane już dawno a jego ruchy były do przewidzenia, więc coraz bardziej grzęźnie i coraz mniej osób go wspiera. Orientuje się jakie są zasady tej gry i zaczyna odbijać piłeczkę do Amy, licząc że gdzieś tam jest i pojawi się na tym boisku aby walczyć twarzą w twarz. Odczucia widza wobec Nicka zmieniają się co jakiś czas, najpierw biedny mąż, któremu zaginęła żona. Potem zły niewierny mąż, który najpewniej sam się pozbył żony, co gorsza ciężarnej (chociaż nie sypiają ze sobą od dawna, podejrzewa że w jakiś sposób wykorzystała jego nasienie z laboratorium gdzie badał swoją płodność). Potem to złe wrażenie jakby zanika, kiedy okazuje się, że jest wrabiany przez socjopatyczną żonę, od kiedy ta dowiedziała się od jego romansie z młodszą kobietą.
Od strony Amy, na początku jest ok, zdradzona żona mści się na niewiernym i niewdzięcznym mężu. Wymyśla ona iście szatański plan jak wrobić męża w zabójstwo/porwanie swojej osoby, i realizuje go praktycznie perfekcyjnie: fikcyjna ciąża, pamiętnik, ślady przemocy fizycznej, zabawki kupowane na kartę itp. Kiedy widz myśli, że chodziło jej tylko o to aby uwolnić się od męża i zacząć nowe życie (z rodzicami też ma nie za wesoło), dowiaduje się, że jednak planuje naprawdę swoją śmierć dzięki czemu jej mąż miałby być skazany na karę śmierci. I tu zaczynają się "schody". Po więc jej była tak ilość gotówki ?? po śmierci i tak na nic by się jej nie przydały, więc były praktycznie nieistotne. Dlaczego więc strata tej kasy spowodowała, że zadzwoniła do Desiego i prosiła go o pomoc ?? Po co udała się z nim do domu nad jeziorem ?? przecież nie wiedziała wtedy jeszcze, że Nick podjął jej grę. Skoro tak inteligentnie zaplanowała wrobienie Nicka, dlaczego nie przewidziała, że Desi tak łatwo jej nie wypuści (zresztą dla świata jest praktycznie martwa) kiedy trafiła pod jego "opiekę", tym bardziej, że mieli już swoją nieciekawą wspólną przeszłość. To jest ten moment filmu w którym pojawiła się dla mnie ta gorzka pigułka i dalsze poczynania bohaterki są dla mnie nie zrozumiałe i nielogiczne. Nagle widzi w TV wywiad z Nickiem i zaczyna gierkę z Desim (zresztą powtórka z rozrywki), wrabia go w porwanie, pozoruje gwałty, ślady przemocy itp. po czym go zabija. Wraca do domu. Policja, która w przypadku Nicka była tak szczegółowa i dociekliwa, teraz przyjmuje wszystko na słowo, chociaż jak wiele osób tutaj pisało, było mnóstwo dowodów obalających jej wersję wydarzeń. Że niby sprawa była medialna i trzeba było szybko sprawę zamknąć żeby odbębnić sukces, śmiech na sali, normalnie jakby to była nasza Policja a nie z USA :)) Amy wraca i chce na nowo układać sobie życie z mężem.
Następuje więc ten moment kiedy Amy pojawia się na boisku i zaczyna się ta gra twarzą w twarz. Tu pojawia się jednak druga pigułka, czyli poczynania Nicka. Zna prawdę o Amy, zresztą nie tylko on, bo jest też siostra, Tanner i pani detektyw, ale boi się ją zostawić, bo w jakim świetle to go postawi, będzie złym facetem, który zostawia żonę po takich przejściach. Jak mam uwierzyć, że lepszym rozwiązaniem jest ryzykować życie przebywając pod jednym dachem z socjopatką ?? Kiedy wreszcie decyduje się odejść, Amy oświadcza, że jest w ciąży :)) Oczywiście bez słowa Nick przyjmuje, że to jego dziecko (chociaż nadal nie sypiają ze sobą :D, że wykorzystała tą próbkę o której wcześniej wspominał Nick ?? że zrobiła to o co ją podejrzewał wcześniej chociaż wtedy tego nie zrobiła ?? i mamy rozumieć, że nic z ta próbką od tamtej pory nie zrobił ?? ja wysiadam :D), a nie np. Desiego, który podobno wielokrotnie gwałcił Amy, i decyduje się pozostać na warunkach Amy. W tym momencie mam dosyć, na szczęście (lub nieszczęście) pojawiają się napisy końcowe :))
"Do połowy filmu jest bardzo dobrze i tu gro osób zgadza się z tym,czyli rzeczywiście tak jest ale pierwszy zgryz nadchodzi wtedy kiedy widzimy "zaginioną"a jednak żyje!Napięcie momentalnie siada juz wiemy kto jest odpowiedzialny za cały ambaras.Ja osobiscie spodziewałem się,że do samego końca będziemy się zastanawiać i dociekać czy Nick zrobił to o co jest podejrzewany,dla samego filmu dobrze by było również."
Kto jest odpowiedzialny za cały ambaras można wywnioskować po "wspomnieniach" Amy w pierwszej połowie filmu. Ewidentnie można było wyczytać, że obwinia go za nieudane małżeństwo i próbuje przykładnie ukarać. Sam czekałem bardziej na moment udowodnienia tej całej intrygi. Mogli też bardziej postarać się ze zmianą wyglądu Amy po ucieczce, bo dziewczyna przez tydzień była gwiazdą TV i zwykłe założenie okularów to raczej kiepski sposób na ukrycie się przed światem, szczególnie w momencie, kiedy oglądasz z sąsiadami program o sobie ;).
Tak ale te wspominki czyli retrospekcje mogły ciągnąc się do samego końca filmu i mimo,ze wiedzieliśmy w którym kierunku to idzie(czyli kto odpowiada za cały ambaras) to do samego końca nie bylibyśmy przekonani tego na 100%,,dalej spodziewałem się,że reżyser,raz będzie wskazywał winę Amy a raz Nicka(a zarazem ich poczynania rozgrzeszał)by nas zwodzić a przy tym trzymać w dużej niepewności.
Taka jest właśnie Ameryka. Show robione ze wszystkiego :)
Ja powiem tylko od siebie, że od początku nie wierzyłem w winę Nick'a. Nic na to nie wskazywało. On sprawiał wrażenie osoby zszokowanej tym całym zdarzeniem, no i tym, że wife wywinęła mu, aż taki numer. To go przerosło.
No ale w tym momencie powietrze uszło z balonika bardzo szybko.No i wszystko było wtedy stronnicze na korzyść Nicka mimo wszystko(brak niedomówień),on postawiony w roli ciapy i ofiary a ona wyrachowana socjopatka(zbyt bardzo z demonizowana postać) i przez druga połowę filmu zdecydowana większość widzów chce jej ukarania i patrzy wręcz ze wściekłością na nieudolność policji,która na początku bardziej profesjonalnie się zachowywała.Nawet jeśli szefostwo chce zamknąć sprawę to pani detektyw mogła bardzo szybko im nakreślić,że widzi tu spisek socjopatki.No niby w książce jest,że drązyła sprawę przez pół roku do spółki z Nickiem i nic z tego nie wyszło i się poddali.W filmie tego nie ma jest za to dużo umownych uproszczeń czyli bo tak jest i koniec.Ogladając ten film ma się uczucie,że nasza socjopatka zrobiła z wszystkich idiotów włącznie z nas widzów do spółki,albo raczej reżyser....
W tym jest właśnie część uroku. Plot twist zazwyczaj pojawia się blisko końca filmu, często mocno zmieniając optykę na wydarzenia z filmu. Tutaj mamy to zaserwowane w połowie. Nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, więc nas to swędzi, drapie i pozostawia uczucie "nieswojości" - co się jeszcze wydarzy, czy będzie coś, co przebije ten reveal, jak do tego wszystkiego doszło etc.
Ponadto, rodzaj historii, którą opowiada "Gone Girl" wymaga takiej, a nie innej konstrukcji.
Rodzaj tej historii nie wymaga takiej konstrukcji, wręcz przeciwnie prosi się o inną. Wersję Amy można było przedstawić w taki sposób, że opowiada Policji swoją wersję zaginięcia/porwania, tak aby wiarygodnie przedstawione było dlaczego śledczy uwierzyli w jej wersję, dlaczego w sumie odpuścili Nickowi (mógł być przecież zamieszany, tym bardziej że był u Desiego po zaginięciu, co go mogło obciążyć). A prawdziwą wersję przedstawić w momencie konfrontacji Amy z Nickiem, czyli scena pod prysznicem. Byłby to początek uświadamiania sobie przez Nicka w jakie bagno wdepnął. Wtedy końcówka miała by jeszcze jakieś napięcie, a tak od połowy filmu, po tym twiście, mamy już tylko jakąś tragikomedie, groteska, irracjonalizm, głupota itd. itd.
Akcje Amy, jej pamiętniki cała reszta to był jej sposób na opowiedzenie policji jej wersji.
W pamiętniku nie było nic o porwaniu, bo kończył się jakby dzień przed. Policja miała jedynie relację Amy, po tym jak zamordowała Desiego i wróciła do Nicka.
Pardon, na szybko czytałem twojego poprzedniego posta i źle zrozumiałem. Dlaczego śledczy jej uwierzyli? Bo to ludzie. Kierują się emocjami pewnie w jakimś stopniu; a tu mają "ulubienicę" Ameryki, która niby przeżyła koszmar, która ledwie co wróciła i jest w nie najlepszym stanie. Jeżeli miałbym się do czegoś przyczepić, to że to przesłuchanie odbyło się w taki, a nie inny sposób i w takich, a nie innych okolicznościach. W książce pewnie lepiej jest to przedstawione.
Ja rozumiem dlaczego śledczy jej uwierzyli, chodzi mi właśnie o to jak to w filmie przedstawili.
W Polsce to niby jak jest? Jaka była szopka w mediach z "mamą Madzi"? taka sama.
Owszem, nie da się tego nie zauważyć, ale całe to ściero napłynęło skąd niby? Mówisz ''mama Madzi''. Takich przykładów można podać o wiele więcej ...niestety. Ludzie żyją takim gównem.
Dziś Nick jest ofiarą, wręcz męczennikiem, a za chwilę staje się głównym podejrzanym i tak w koło Macieju.
Próbuję tylko wytłumaczyć, że to co Fincher przedstawił między innymi na temat show i mediów, jest tu wyśmiane w sposób iście mistrzowski.
Film byłby lepszy gdyby nie grał w nim Ben Affleck. Można było odnieść wrażenie, że ogląda się film z elementami fantasy, gdzie to materia nieożywiona w postaci kołka drewna otrzymuje cechy ludzkie i zaczyna mówić:d. Z samego filmu też niestety za szybko ulatuje powietrze.
O ile nie jestem fanem talentu Afflecka, o tyle w przypadku tej roli do jego gry nie mam zarzutu. Wydaje mi się, że postać Nicka właśnie taka miała być - trochę kwadratowa, jakby nie do końca odnajdująca się w zaistniałej sytuacji, momentami bezradna. Tu akurat będę Afflecka bronił.