Cały film niby spoko, napięcie jest, mrok jest, śledztwo i upierdliwi policjanci... Ok. Ale finał.... Morderca wyjątkowo słaby. Jakaś delikatna blondynka powaliła go 2 kopniakami i ot, wielki morderca. Ona sama jechała na spotkanie ze swoim prześladowcą jak owca na rzeź, jeszcze dopytując się co chwilę przez telefon, czy na nią czeka...? Nie, zwabia ją tam z nudów, taki prank, a co. Potem sfajczyła typa żywcem i rzecz jasna, wcale jej to nie obeszło. Aaa jeszcze ci policjanci - dowiedzieli się, że siostra serio została porwana i że nasza blondynka zaiwania na spotkanie z (jednak istniejącym) krwiożerczym mordercą, po czym dalej stali jak kołki nie mogąc chyba uwierzyć w fakt, że wypadałoby jakoś jednak zareagować. Trochę groteska.