Jest genialna. Świetny materiał na dramat psychologiczny, a nie lekkie kino w stylu Indiany Jonesa. Ten materiał powinien trafić w ręce Andrew Dominika (reżysera filmu o Jessie Jamesie) aby wyszło z tego naprawdę kultowe dzieło.
Mam nadzieje, że scenarzysta i reżyser nie puszczą wodzy fantazji na temat odkrycia zaginionego miasta.
Moim zdaniem UWAGA, MOŻLIWY SPOILER.
Film powinien zakończyć się wraz z opuszczeniem trójki bohaterów ostatniej z przyjaźnie nastawionych do nich wiosek Indian - tej, do której dotarł autor powieści.
Nie zgadzam się z opinią, że to kino w stylu Indiany Jonesa (choć patrząc po dacie posta, był pisany przed premierą filmu - mój błąd) - Film jest naprawdę dobry, to kawałek solidnego kina autobiograficznego. Niestety - w pełni zgadzam się ze zdaniem iż powinien skończyć się na opuszczeniu "ostatniej przyjaznej wioski" - scenarzysta i reżyser niestety popuścili wodze fantazji, choć nie na temat miasta Z. Końcówka jest jednak, jak na mój gust zbyt odjechana, egzaltowana i psuje odbiór całości.