Mam bardzo mieszane uczucia po obejrzeniu tego obrazu, temat na film może i trudny do zrealizowania to też realizacja pozostawia wiele do życzenia. Już sam motyw ucieczki do miasta jednej z dziewczyn oraz wysłanie drugiej co by pilnowała pierwszej jest dość głupi i naiwny... zresztą cały film wydaje mi się słabo wyreżyserowany. Wszystko tu jest takie hm... pseudogłębokie. Jedna z dziewcząt rzuca się w wir nowo poznanego świata, a druga powoli, w bardzo subtelny sposób go odkrywa, w efekcie czego pierwsza doznaje terapii szokowej natomiast druga prawdziwej odmiany wewnętrznej. Może i coś w tym jest ale reżyserowi nie udało się tego podać w odpowiedni sposób. Dodajmy do tego postać siostry i jej ogromnego zagubienia wynikającego z chęci oderwania się od korzeni i jej buntu przeciwko Bogu a wyjdzie nam nieco zbyt niestrawna mieszanka.
Oczywiście nie jest to jakiś badziew a bardzo średni film, w którym wszystko jest jednoznaczne, brak w nim jakiejkolwiek głębi. Jak widzę wielu osobom "Zakazane owoce" przypadły do gustu ale jak dla mnie oprócz ładnego wykonania (zdjęcia, muzyka, przyzwoite aktorstwo) film ten nie ma nic do zaoferowania. Aż nie przystoi żeby skandynawska produkcja wykazywała taką pseudogłębie ( to bardziej domena Amerykanów ). Kto chce niech obejrzy ale ja na pewno tego obrazu nikomu polecał nie będę.
Kwintesencję twego problemu wyraziłeś słowami: "Aż nie przystoi żeby skandynawska produkcja wykazywała taką pseudogłębie".
Dość mocno przesiąknięta snobizmem uwaga. Pozostaje mi tylko szczere współczucie dla nie umiejących oglądać filmów, osób zastanawiających się nad niuansami (czym się różni pseudo-głebia od głębi:) Poza tym takie roszczeniowe podejście do kina jest śmiechu warte -gdybym był reżyserem i przeczytał coś takiego oburzył bym się, albo właśnie parskną śmiechem -tak czy inaczej mówiąc coś w stylu: To nie bar bistro gdzie zamawia się autentyczny kotlet lub pseudo (sojowy). Brak mi słów, aby nie być nieuprzejmym -skwituję tylko tym, że takie podejście do SZTUKI jest TONALNYM nieporozumieniem (bo to co dostrzeżesz w dziele, jest zależne od twego SUBIEKTYWNEGO odbioru, od wrażliwości, poglądów i wiedzy na dany temat, czy ogólnie życia -której to gdy nie masz to nie załapiesz trzeciego dna, przesłania -więc wiesz, po pierwsze pojęcie głębi jest względne, a po drugie nie masz prawa wymagać, po trzecie w jakim celu -do czego potrzebujesz tej "lepszej" głębi -jeśli sprecyzujesz cel, to pomogę ją odnaleźć. Po czwarte zdefiniuj różnice -głębi i pseudo głębi, bo jakoś tak nie jestem przekonany, czy myślimy o tym samym i czy w ogóle sprecyzowanie tego jest możliwe, patrz punkt pierwszy!)
Dla mnie ukazany w scenariuszu obraz jest rewelacyjnym przykładem tego jak na psychikę działają wszelkiego rodzaju sekty (w tym, te powszechne, które wywalczyły sobie miano religii, lecz w istocie się nie zmieniły, tylko zasięg, nazwy i odrobina liberalizmu, bo oddziaływając na całą kulturę nie ma potrzeby hermetyzmu i aż takiego purytanizmu, trzeba iść na kompromis z szerszymi kręgami potencjalnych owiec). Akcja zdaje się koncentrować na zakazanych owocach, boncie rodzącym irracjonalne zachowanie.
Jednak dla mnie najistotniejszym morałem jest dobitne przedstawienie jak sekty/w tym religie/ wypaczają sumienia, poglądy ludzi młodych -rodząc wewnętrzne konflikty. Wile razy powtarzany motyw, gdy bohaterka chce czegoś i nie chce jednocześnie (buntuje się i podporządkowuje). Od dziecka byłem w szczególnie niebezpiecznej sekcie, bo uważanej za niegroźną religię, o nazwie kościół rzymskokatolicki. Więc wiem, że potrzeba wiele wysiłku i czasu aby wyrugować z psychiki, ze swego sposobu postrzegania siebie i świata, szereg fałszywych przeświadczeń np. że myślenie o sobie jest złe (ego). Od tej sprzecznej logicznie i irracjonalnej wiary, odszedłem przed rokiem, ale dopiero teraz gdy na powrót zająłem się biznesem zauważyłem, że mam poważne problemy z motywacją, bo akurat chrześcijaństwo eliminuje jej najważniejsze czynniki (ambicja, egoizm, a gloryfikuje cierpienie). Zabawne, ale system do którego wyewoluowała ta dawna sekta, mógłby być z powodzeniem użyty jako ideologiczna broń paraliżująca dany naród przed możliwością rozwoju i stawienia oporu wrogom. Długo można by o tym pisać -zakończę tezą, którą potrafię obronić -jeśli Szatan, jeśli jakiekolwiek zło, /oprócz ludzkiej głupoty/ istnieje to kościół jest właśnie jego dziełem i orężem przeciw naturalnemu, wprogramowanemu przez Boga, czy naturę, procesowi rozwoju i wszystkim tym naturalnym skłonnością, z którymi walczą religie wmawiać ludziom, że są bublem, nieudanym tworem doskonałego, wszechmogącego i wszechwiedzącego Boga -co jest sprzeczne z logiką -dobre drzewo złych owoców nie daje. Więc jeśli podświadomie odrzucasz film, czepiając się do nieistotnych głupstw, wiec że najpewniej dlatego, iż obraz ten piętnuje sekty, a wiec i religie, których to kłamstwa, przez setki, tysiące lat indoktrynacji, tak doszczętnie przesiąknęły kulturę, że nie jesteśmy w stanie odróżnić co jest naturalne, a co obce wrogie -wykrzywiające nas ideologicznie, czyli utrudniające życie, psujące relacje (bohaterka, która pozostała pod wpływem sekty, nawet nie pożegnała się z przyjaciółką, traktując ją jak powietrze).
W dobie internetu bardzo łatwo wyzwolić się z pod wpływu takiej ideologii (wizji świata: Niebo, czy raj gdzie trafiają wybrani, Bóg sadysta wyganiający zeń pierwszych ludzi, Szatan otrzymujący od niego władzę nad Ziemią aby, skoro ich tak nienawidzi opiekował się, ludźmi grzesznymi w szwej naturze).
Wystarczy pójść po rozum do głowy, użyć go myśląc samodzielnie, czytając artykuły, książki od De Mello poprzez Newtona po Walscha, albo nawet całą Biblię (uważnie stary testament). To wystarczy by uporać się z tym kolosem na glinianych nogach, jakim jest rodzima religia /w rzeczywistości sekta jak każda inna/.
Należy zauważyć, iż religia to mitologia mająca niewiele wspólnego z rzeczywistością transcendentną. Rości sobie monopol na prawdę, a gdy się jej przyjrzymy bardziej zakłamuje niż przybliża do Boga i świata duchowego, które to są oczywiste (przynajmniej ja je takimi uznaje, bo wg. mnie udowadniane min. naukowo). Jestem relatywistą -wszystko jest względne -zatem nie ma prawdy*, nie ma dobra i zła, tym niemniej świat jest doskonały jako pewien całościowy projekt... ewolucji... (nie tej darwinowskiej:)
* -z wyjątkiem samego istnienia
Po pierwsze strasznie to chaotycznie napisałeś. Po drugie ok, być może używanie zwrotów typu pseudogłębia jest nadużyciem. Po trzecie ( w i najważniejsze ): nie mogłem się nadziwić czytając Twój post. Zaczynasz może i od dobrej strony ( odpierasz moje argumenty z postu, chociaż w sumie polega to tylko na rozważaniu sensu/znaczenia słowa "głębia") dalej natomiast grubo Cie poniosło- przedstawiasz historie swojego życia, cudowną odmianę zauważając przy okazji, że moja ocena filmu spowodowana jest moją "religijnością" a co więcej zachowujesz się niczym świadek Jehowy próbując przekonać mnie do Twoich
racji światopoglądowych. Szanuje Twoje patrzenie na świat, gratuluje dużej ( podejrzewam ) wiedzy w temacie ale wiedz, że ja odczytuje ten film podobnie jak TY z tą różnicą, że tak niska ocena nie jest spowodowana zawartą w filmie puentą a faktem że film ten jest średni. Porusza ciężki temat i sobie z tym nie radzi. Pozdrawiam:)
W sumie masz rację, tu tu i tam (już nie będę wymieniał szczegółowo -najważniejsze, przyznam poniosła mnie wena i przesadziłem).
Widzisz, sam jestem stronniczy, nie sprawiedliwy, bo staram się nie krytykować i bronić filmów, z których moim zdaniem można wynieść coś pozytywnego co zbliży widza do mojej wizji świata -ostatnio szczególnie uprzedziłem się do religii i stąd wypłynął ten temat -nie odniosłem go do Ciebie, tylko tak ogólnie -bo już miałem związaną z tym wpadkę na forum -że posądziłem kogoś o poglądy których nie reprezentował).
Nieraz przesadnie zaangażowałem się w polemikę, znajdując dla siebie miejsce do ekspansji, popisania się /jak ktoś pomyli się, jakby przejęzyczy, a ja to zauważę, to wiesz -rodzima mentalność oceniania -nie sposób przejść na forum obojętnie -tak to już jest -najeźdźcy, zaborcy, w tym kościół nas pognębił -stąd Polak przeważnie odczuwa potrzebę dowartościowania -a najłatwiej to przez krytykę, będącą zmorą portali internetowych np. plfoto -gdzie ocenianie zdjęć zrobiło się śmieszne -zdaje się nie sposób ująć widoku w kadr tak aby ktoś tego nie skrytykował -mówiąc bardzie w lewo, albo w prawo, jaśniej lub ciemniej, albo że to wcale nie jest artystyczne. Aż osoby wrażliwe przestały publikować, a mój kumpel prawdziwy artysta robi sobie tam z oceniających jaja, wstawiając celowo głupie lub kontrowersyjne lub proste zdjęcia, aby nie wiedzieli co napisać:) Rozpisałem się, a nie o tym miałem -bo najważniejsza jest moja dobra intencja -po prostu odzywam się z obawy, że ktoś może ominąć, darować sobie wg. mnie przydatny film dlatego, że został no mniej pozytywnie przedstawiony. Później to już jak widzisz, z moich wypowiedzi wychodzą chaotyczne i nieraz pretensjonalne opowiadania polemiki, tak aby zupełnie przy okazji wytchnąć wszystkim co można -dzięki czemu, może też pokazać, że być może sam ich stosunek do filmu nie był by wart naśladowania. Cóż taka była moja niby misja -obrońcy lubianych, szczególnie ulubionych filmów (choć w gońcie rzeczy rozrywka, aby coś się działo -dyskusja jest jak rebus, nieraz planowałem zmyć argumentacje rozmówców, odczekując kilka dni, przez które to wpadały mi do głowy bardziej niesamowite sposoby postawienia na swoim:P Wiec oficjalnie przyznaję się do tego zawinienia, bo i tak /skoro nie zakładałem tematów/ obrona filmu wydaje się mało praktyczna -trzeba było by odpisywać na każdy nowy post w każdym temacie gdzie idzie /nieraz naprawdę bardzo krzywdząca opinia -typu "najgorszy film jaki widziałem" -wyobraź sobie moją reakcję, jak przeczytałem to wielkimi literami w temacie, o jednym z ważniejszych filmów S-F, a z tego gatunku póki co mym ulubionym. Po prostu zawiozłem się i spierałem się do póki nie wyczerpałem rozmówców -na szczęście paru, bo już nie odzywał sie założyciel tematu (którego potem ktoś także uznał za trola -bo jakby włożył kij w mrowisko, pisząc "najgorszy" o filmie wysoko ocenianym i nieposiadającym fanów). Opowiedziałem tę historię, abyś nie brał do siebie tego co napisałem, rozumiejąc że było to z rozpędu. Gdy człowiek przełącza się z agresywnej emocjonującej dyskusji, tu po potem wychodzi coś co można odebrać jak atak. Na koniec wyznam w sekrecie, że kończę te zabawę. Wczoraj ostatecznie przekonałem się, że skoro /sam uważam/ że wszystko jest względne, nie za bardzo mam prawo ingerować w opinie innych, mówiąc, że to lub tamto jest dobre -każdy ma prawo mówić i czuć co zechce. Powiem szczerzej -kwestia definicji tego dna to była z mojej strony chamska zaczepka -byłem ciekawy co odpiszesz:)
Cóż dodać -przepraszam:)