pomysł jest świetny, przesłanie też, ale film niekoniecznie...
Mnie tez sie wcale nie podobał, wyszłam w połowie. Moim zdaniem, tego filmu w ogóle nie da się oglądać. Szkoda mi tylko tych 13 złotych, które wydałam na bilet. Rzeczywiście, sam pomysł dobry, ale film tragiczny. Zaraz się tu posypią gromy od zwolenników tego filmu, ale uważam, że nie każdy musi być nim zachwycony i ja na pewno nie jestem. A tym bardziej jestem rozczarowana, bo Carrey to jeden z moich ulubionych aktorów i uważam, że ta rola to wielka pomyłka. Mam nadzieję, że następnym razem zagra w czymś ciekawszym.
eeech, napisałam wprawdzie że film mi się nie podoba, ale obejrzyj go do końca - chyba jednak warto. Zakónczenie cie zaskoczy...i to raczej pozytywnie.
Nie rozumiem jak mozna pojsc do kina i w polowie wyjsc z sali. Nawet jak ogladam film bardzo nudny to zawsze go koncze zeby miec swoje zdanie (zawsze nie jest wiadomo czy koniec filmu nie bedzie ciekawy). Tak wiec wszystkich zachecam do ogladania filmow do konca...
Cóż, wychodzi się z kina w połowie filmu, gdy jedyną motywacją dla odwiedzenia go była chęć rozerwania się, a nie obcowania z "narażania się" na myślenie, przeżywanie, refleksję...
Nie przesadzaj! początek filmu był nudny i paskudny!!!
A złapanie przesłania wcale nie wymagało wykonywania wielkich wysiłków myślowych…
Chociaż wątek był fajnie pokręcony, to trzeba przyznać :]
Cóż, wychodzi się z kina w połowie filmu, gdy jedyną motywacją dla odwiedzenia go była chęć rozerwania się, a nie obcowania z "narażania się" na myślenie, przeżywanie, refleksję...
W takiej sytuacji wybiera sie komedie... Polecilbym tutaj "Ksiaze i ja", ktory nie wymaga zbyt czestego uzywania mozgu - jedynie do czytania napisow ;) Podejrzewam jednak ze zmylil Cię Carrey ktory kazdemu kojarzy sie z komediami... Dlatego zanim sie pojdzie na film trzeba przeczytac opis na filmwebie :)
Chodzi mi WYŁĄCZNIE o pierwszą polowe filmu, która była nudna!
Jak ktoś chce używać mózgu, może rozwiązać sobie równanie różniczkowe, bo do zrozumienia tego filmu wystarczy użyć jego ósmej części… i nie lubię komedii
nudna, jak sie spodziewa jakiejs dynamicznej komedii, ala' Maska z Carreyem.... kazdy ma swoj gust, a problem tego filmu, tkwi w tym, ze ludzie wybierajac sie do kina nastawiaja sie na komedie romantyczna, w dodatku z Carreyem...
mózgu może nie trzeba specjalnie używać ale serca tak..., nudne bo co ? nudne jak co? jak życie zapewne
ja oglądałem film ze sfoją Dziefczyną... przez pieRfsze 20 minut zeRkaliśmy od czasu do czasu na siebie, z dziwnymi minami chcącymi powiedzieć "co to jest za ****", mnie osobiście skRęcało - chciałem fstać i wyłączyć pRzeklęty komputeR... ale powstrzymałem się... gdzieś w połowie filmu spałzowałem go ( fakt - Ty takiej opcji w kinie nie miałaś:| ) & sobie z moją Miss wykminiliśmy o co chodzi, pogłowiliśmy się chfilkę... końcuffka potwierdziła nam tylko, że zRozumięliśmy (przynajmniej na płaszczyźnie czysto fabularno-wizualnej) to co wcześniej zobaczyliśmy.... morał - nie wypowiadaj się o filmie, dopóki go nie zobaczysz w całości.. bo po co wogóle zabieRać głos?? fakt - nie był to film w stylu Hitchcocka - "na początku trzęsienie ziemi, później napięcie rośnie" ale waRto było przetrzymać ten zagmatwany początek, by przekonać się nie tylko do pomysłu ale i do filmu i jego realizacji...
..ja film widziałęm, i wypowiedzieć się mogę.. mimo "obronnej" pozycji wyżej, nie dam mu dużej oceny - jak pisałem fajny, ale jakoś tak... może jeszcze nie dorosłem do tego typu filmów i tematów przezeń poruszanych, może mój estetyzm wziął górę, może czekałem na coś innego, może widziałem już "Memento" (w znaczeniu "wizualnym" a nie tematycznym są podobnawe), może zupa była ze słonia, może... nie wiem... ale nie "jadę" też po filmie... bravo za pomysł, wykonanie, tematykę, rolę kate & jima, klimat "zwykłości" i zdjęcia...
fpis pogmatfałem, ale fpisałem się na temat pogmatfanego filmu ;-) więc pRoszę o wybaczenie :]:]:]
Produkcja całkiem udana. Miło zobaczyć Carrey'a w filmie który troche zmusza do refleksji. Nie jest to na szczęście film nagrany w celu zbicia wiekszej kasy przez producentów - bo prędzej oglądalibyśmy J.C w ace ventura 3 a nie w "Eternal sunshine..." . Nie twierdze oczywiście, że J.Carre'y jest złym albo przecietnym aktorem komediowym - bo tak nie jest, ale aktora ocenia sie po szeregu odmiennych ról w które sie wcielił, a za tą ma u mnie zdecydowanego plusa :) Miło popatrzeć ze facio bierze sie za ambitniejsze kino - nie wymagające tylko robienia durnych min. Niewiem jak inni.. ale ja mu życze wiecej takich ról.
Ja bym troche sie nie zgodzil. Po pierwsze kazdy musi sie zdecydowac w zyciu co chce robic. Jim Carrey zdecydowal sie byc komikiem grajac w filmach... robienie glupich min i granie glupich rol - to byla poprostu jego praca. Mimo to nie mozna uzywac slowa 'glupia rola', gdyz jest to indywidualne odczucie. Sam pamietam jak kolega zachwycal sie filmem Telemaniak, podaczas gdy ja uwazalem ten film za 'nie do zniesienia'. Tak samo krecenie juz 3ciej czesci Ace Ventura nie byloby nastawione na kase, a raczej byloby nierozsadne. Wiadomo ze jezeli aktor umie zagrac roznorodne role to staje sie lepszym. Aczkolwiek podkreslam ze musi te role zagrac bardzo umiejetnie, w przeciwnym razie efekt bedzie odwrotny - lepiej robic jedna rzecz dobrze, niz brac sie za wiele i nie odnosci sukcesu. to by chyba bylo na tyle... :)
Dla mnie film był wyśmienity, ale oczywiście już polskie tłumaczenie tytułu sprawiło że nie chciałem za bardzo wchodzić do kina. ("zakochany bez pamięci", tfu! obrzydlistwo! gdzie tu refleksja którą można wyczuć w oryginalnym tytule "Eternel Sunshine..."?) no i naprawde Jim Carrey pozytywnie zaskakuje.
To fakt -tytuł w najmniejszym stopniu nie odzwierciedla sensu tego filmu:) Rola Carreya genialna, podobnie Winslet się popisała (wielki +) ale przede wszystkim liczy się to że ten film jest taki... normalny. Nie widać tu rozmachu i nabijania kasy jak to bywa w holywoodzkich produkcjach. Świetny pomysł i przesłanie. Od tamtej pory z niechęcią oglądam inne filmy, które widzowi nie dają wiele do myślenia...
Pozdrawiam sympatyków "Eternal Sunshine..." :)
Niech bedzie pochwalony.
A ja uważam, że polski tytuł jest lepszy niż oryginalny. Tytuł filmu powinien być krótki, dowcipny i zapadac w pamięć ;) Dodatkowo przed pojsciem do kina, znająć mniej wiecej zarys fabuły - "opowieśc o facecie ktory postanowił wykasowac swoją ukochaną z pamięci" - w kontekscie z polskim tytułem zapowiada sie wlasnie cos ciekawego. A ten oryginalny po pierwsze nie dośc ze jest za dlugi, trąci tandetą pseudorefleksyjną (przed poznaniem zastosowania w filmie), po drugie taki oryginalny 'sklaniajacy do refleksji tytuł' juz na starcie dzieli widzów na tych lubiących intelektualne wyzwania i totalnie zniechęconych osobników laknących rozrywki bez wiekszych ambicji. A więc chwyt zastosowany przez polskich dystrybutorow byl wedlug mnie genialnym (lubię to słowo, a tak rzadko mam okazje go stosować) posunieciem. I tak reklamują film jako komedie romantyczną z gwiazdorską obsadą (kazdy chyba zna Jima Careya - komika!! i uroczą Kate ocalona z katastrofy Titanica!! - wiec juz polowa sukcesu), a patrząc na końcowy ba! juz po kilku minatach mozna sie spostrzec ze to nie bedzie typowe przeslodzenie a'la hollywood. Tak wiec polscy dystrybutorzy wykazali sie wiekszą kreatywnością i pomyslowością w przyciągnięciu masy (zarowno intelektualnej jak i...masy ;) do kin (i zarobieniu przy okazji kilku zlotowek:)). Co prawda ci drudzy moga czuć sie lekko oszukani, ale patrzac z optymistycznej strony, moze sie wsrod tych otumanionych znajdowac ktos komu ten film przypadl do gustu mimo iz do tej pory nie gustował w tego typu repertuarze. A wiec jeszcze raz brawa dla dystrybutora za doskonalą strategie marketingową i świadome lub nie, edukowanie kulturalne obywateli polskich.
Ale i tak wszystko to było mozliwe dzieki Charliemu Kauffmanowi - idealnie laczacego rozrywke z 'prawdami glebszymi', ktorego niestety (mimo ciaglych sukcesow) nie widac wypisanego tlustym drukiem na plakacie.
Z Bogiem.
Samarytanin.
Wyszła w połowie.... bueheheheheheh.. a mówisz że żal ci było 13zł.... to ja Cie nie rozumiem :D
Cholera nie doczytałem tematu do konca..
Co do tytułu wydaje mi się, że dla polskiej publiczności która z reguły jest i tak ciężko myśląca i nie potrafi interpretować choćby najprostszych związków frazeologicznych, a tym bardziej jeśli niosą za sobą jakąś drugą prawdę. Polakowi nie można wyświetlić filmu pod tytułem: „Eternal sunshine of the spotless mind” (Wieczny blask słońca w nieskalanym umysle)
Odniesienie tytułu do filmu może być bardzo proste:
Słońce to Clementine a reszty można już się domyślić.
Niestety typowy Polak pomyśli ze jest to film przyrodniczy z bardzo ładnym słoneczkiem w tle… hehe niestety, ale Polacy SA tacy… całe szczęście nie wszyscy.
zgadzam, się, polski tytuł uważam za znakomity. "Zakochany bez pamięci" - strasznie zakochany. Komedia romantyczna, taka obsada, z takim tytułem :P - nie można nie iść, jeśli się lubi komedie romantyczne.
A skoro nie zadało się sobie odrobinki trudu, żeby dowiedzieć się co to za film, to nie ma się prawa aby czuć się pokrzywdzonym.
Może wreszcie zacznąchodzić na to, co im się spodoba, a nie iść do kina i wybierać po tytule czy opisie filmu...
i może w końcu będą wiedzieć, kto to taki pan kaufman :)
Czekam z niecierpliwością na następny film!
Jeżeli ktoś idzie do kina na film to zazwyczaj dowiaduje się cokolwiek o nim. Jeśli się ma dużo kasy i chodzi się do kina na wszystko to stwierdzenie "żal mi 13 zł" jest troche nie na miejscu. Nie sądzę aby anonimowa dziewczyna poszła na film "w ciemno". Chyba przed kupnem biletu cos o nim wiedziała i wiedziała czego może się spodziewać.