Mam mieszane uczucia. Uważam, że projekt tego filmu miał spory potencjał. Niestety ciągle coś mi zgrzytało, oglądając go. Jest to albo gniot, albo rzeczywiście coś dobrego, nowego. Niestety nie umiem przekonać się do tej ostatniej oceny.
Bardzo podobało mi się zarysowanie związków: starsza biała kobieta i czarny młody mężczyzna, przystojniak i co tu dużo mówić duża pani, czy w końcu Vickie, która opisuje swoją fascynację do kogoś takiego jak Clayton. Osobiście uwazam, że relacja między Rose a Mikeyem została ujęta zbyt sentymentalnie, romantycznie i tak jakoś "uduchowiająco" - przez to sceny gdy się kochają są sztuczne i wymyślone jakby na siłę.
Cuba Gooding Jr. kompletnie nie przkonał mnie w roli płatnego małomównego zabójcy, w ogóle nie gra twarzą. Oczywiście można powiedzieć "o to chodzilo", zimna nieprzenikniona twarz, ale ja osobiście miałam wrażenie, że nasz bohater jest opóżniony w rozwoju - nie chodzi o to, że kogoś obrażam.
Helen Mirren z kolei była zbyt płaczliwa, wydaje mi się, że powinna grać osobę twardszą. Historia morderczyni, która na skutek własnej tragedii pomaga ciężarnej w jej wykonaniu mnie (niestety) nie przekonuje.
Swietna natomiast była Mo'Nique , motyw zemsty była bardzo fajny, takie ludzki, obrazujący realne ludzkie uczucia, z miłości w nienawiśc, bardzo fajnie też widać było jej zazdrość.
Mam wrażenie, że niemal wszystko było robione na pół gwizdka. Plus dla filmu zdobył Dorff, choć scenariusz uczynnił go trochę śmiesznym, bo postać jak dla mnie zbyt przerysowana, nie wiem czemu ale kojarzy mi się Clayton z Jokerem. W ogóle cały ten jego wystrój i konwencja otaczająca tą postać gryzie się z konwencją romantycznych i sentymentalnych uniesień dwojga głównych bohaterów, przez co powstaje obraz tandetyny kiczowaty i niespójny - stąd zgrzyty w odbiorze. Wydaje mi się, że lepiej było gdyby Clayton, po prostu chciał się zemścić na żonie, iż nie została tylko jego własnością, przecież jako osoba bezwzględna wystarczyłyby mu same podejrzenia, bez wyglaszania tylu niepotrzbnych kwesti. Zbędna też scena jest gdy Calyton "posuwa" jakąs kobietę, to właśnie jest przerysowanie. Film po prostu idzie w przeciwne kierunki, przez co nie wszystko się klei.
Jak wy myslicie?