Jeśli obejrzałeś Narodziny gwiazdy, to potraktuj go jako support dla Zenka. Film o Zenku Martyniuku jest pod wieloma względami dobry. Przede wszystkim opowiada historię o człowieku, którego uwielbiają miliony. Po drugie jest sprawnie zrobiony. Po trzecie - dociera z przekazem do każdego. Bo czy znajdzie się tutaj człowiek, którego nie urzeklaby historia biedaka, który staje się milionerem? Kto nie zachwyci się piękną miłością do żony i syna? Kto na weselu nie tańczył do piosenek Zenka? Albo chociaż nie postukiwał nóżką pod stołem? Co z tego, że lubimy muzykę klasyczną, rocka, bluesa? Zenek daje coś, co nie mieści się w kanonach muzycznych. Ale za to jego historia odpowiada na nasze tęsknoty. Film sprawnie zrobiony, wartki, poprawnie sfilmowany. Wzrusza i zapada w pamięć. Co niektórych nawet zastanowi nad rzeczami, o których w pogoni za kasą nie pamiętają. Albo nie chcą pamiętać, bo obciach. Obciachem za to jest zachwyt nad gniotem Narodziny gwiazdy, przy jednoczesnym pluciu na Zenka.