Polacy raczej niechętnie biorą się za ekranizacje biografii rodzimych muzyków, a jeśli już, to wychodzą takie rzeczy jak np. "Skazany na bluesa" - film mocno średni (choć z dobrą rolą Tomasza Kota). Życie artysty trzeba umieć opowiedzieć, mieć na taki film pomysł, wyłuskać z biografii to, co najciekawsze i najbardziej oryginalne, żeby w miarę możliwości uniknąć strzelania banałami typu: seks, drugs & rock'n'roll czy problemy osobiste i rodzinne... Niełatwo jest coś takiego zrobić. I ja po "Zenku" nie spodziewam się żadnych rewelacji - mam tylko nadzieję, że nie będę tego filmu oglądać z zażenowaniem, a takie zagrożenie jest, niestety, możliwe.