Choć to kino specyficzne - chińskie fantasy nie jest dla każdego. Fabuła jak na ten gatunek naprawdę niezła, historia wciąga, efekty rewelacja (bestie i potwory, scenografia), klimat w porządku, sceny walk co najmniej bardzo dobre (u Azjatów to raczej częstsze niż rzadsze), nie mówiąc już o kostiumach, czy broni. Nawet scena w czasie napisów jest!
Amerykanie na takie kino wydaliby co najmniej 150 baniek (ten kosztował 43 miliony $), a fabuła byłaby żenująco głupia i pełna debilizmów. No, ale w końcu trzeba dać amerykańskim aktorskim darmozjadom tyle szmalu, żeby się nim mogli podcierać w kiblu, a pewnie też i zrobić przy okazji jakieś pranie.
Ciekaw jestem, ile Szang Chi (bez żadnych zmian poza nazwami) by dostało, gdyby nie znaczek marvela i było tylko chińskie? 5 czy mniej? Co nie znaczy, że Szang mi się nie podobało - to 3 tytuł marvela od czasów Iron Mana, który mi się podobał.