Naszła mnie taka refleksja, czy Fitzgerald był uosobieniem szatana? Mam wrażenie że mimo tego co mówił, dobrze odnajdywał sie w świecie pełnym przemocy, brudu i zła. Często działał jak 3 głos który podpowiadał bohaterom co powinni robić, że mają odpuścić, poddać się, to że zrobili coś złego jest do usprawiedliwienia, zachęcał aby kłamali. Często gadał o Bogu, deprecjonował go i oskarżał o swoje nieszczęście. Co o tym myślicie?