Zabili go i uciekł. Zdawałoby się klasyka hollywoodzkiego badziewia. Nic bardziej mylnego. Zabijają go powtórnie. Dokoluśka śnieg a on w pszenicę i chodu, znowu. Niedźwiedź też mu nie dał rady. Trochę go nadgryzł, lekko nogę z pupy wyrwał ale w sumie...znowu uciekł. I tak dwie godziny, na zmianę zgon i zmartwychwstanie. Poezja dla duszy i radość dla oczu bo widoczki przepiękne. No ale wszystko ma swój kres. Nie dał Leosiowi rady niedźwiadek, nie dali czerwonoskórzy ani bandyci w innych odcieniach, przeżył zimowe kompiele w rzekach i wodospadach, upadki z urwisk, ostrzały z broni wszelakiej a padł panie od zadraśnięcia scyzorykiem. A może nie? Świetny scenariusz. Porywająca wartkość akcji. Głębia przekazu... REWELACYJNE ZDJĘCIA. No i najlepszy:) aktor świata. Totalne rozczarowanie.