Wychwalalam jej parę pozycji filmowych które powinna obejrzeć - Brud, Pushera...
Bo ja to lubię takie agresywne, szybkie kino. I takie glupotki typu Adrenalina. I bajki lubię.
No właśnie społeczeństwo to taka trochę ja, tylko że jeszcze do tych moich fanaberii to by chcieli by Di Cabrio zawsze był Wilkiem z Wall Street albo Candiem z Django. A "ten zly" musi przejść przemianę psychologiczną, katharsis! Musi! Nie może być zwykłym burakiem! Hardy? Prostakiem?! Jakto?!
Mnie tylko trochę przeszkadzał wątek tej całej uduchowionej otoczki - jak dla mnie cytaty w dziwnym języku są zupełnie zbędne, bez nich film byłby jeszcze bardziej mroczny i surowy. Tytułowa zjawa mogłaby zostać ale bez dodatkowych komentarzy. Wystarczylaby wizja ukochanej jako wola życia. Sny też świetnie tu spełniają swoją rolę.
Film jest piękny i nie wymagam od niego wielowatkowosci niczym w kinie akcji tudzież takiej zemsty jaka serwuje Kill Bill. (a jest to tez jedyny film Quentina ktorego nie znosze) To film o determinacji. Może lekko naciaganej, ale tu można sobie spokojnie doklepac wątek magiczny i wszystko gra.
Poprostu uważam że komentarz pt "film jest nudny" to ostatnia rzecz jaka można o nim powiedzieć.