PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=586583}

Zjawa

The Revenant
2015
7,2 285 tys. ocen
7,2 10 1 285479
6,9 96 krytyków
Zjawa
powrót do forum filmu Zjawa

Nie bardzo wiem od czego zacząć. To może zacznę od rozczarowania, jakie mi „Zjawa” zafundowała. Czy to nadmiernie rozbuchane reklamy, zwiastuny, które jak to często bywa pokazały najlepsze momenty, czy wreszcie Oscar dla diCaprio spowodował, że spodziewałam się co najmniej arcydzieła. A otrzymałam nadmiernie wydłużoną historię, która naszpikowana została mnóstwem niepotrzebnych i nieprawdopodobnych scen. A Oscar dla Leo? Moim zdaniem bardziej zasługiwał na niego za „Co gryzie Gilberta Grape’a?” albo za „Wilka z Wall Street” (no ale te ostatni był mocno niepoprawny, więc pewnie Akademia uznała, że nie wypada). A za „Zjawę” – moim zdaniem to bardziej nagroda za całokształt niż za ten konkretny film. Na mnie przynajmniej Leo nie zrobił wrażenia „aż na Oscara”. Choć muszę przyznać, że rolę miał trudną – niemal bez słów, samą mimiką musiał oddać wszystkie emocje i uczucia.
Są elementy, które do mnie przemawiają w tym filmie – oczywiście plenery: absolutnie przepiękne. Zdjęcia też zasługują na oklaski, tym bardziej, że jak wyczytałam były kręcone tylko przy naturalnym świetle. Kawał świetnej roboty, naprawdę. Aktorstwo – Leo nieźle, choć nie do końca, moim zdaniem, na najwyższym poziomie. Ale Hardy – ten dał prawdziwy popis! Scena napadu Indian – bardzo ciekawie nakręcona. Powiedzmy, że na plus jest pierwsze 30-40 minut.
No to czas na minusy. Zbyt dużo nieprawdopodobnych zdarzeń, które sprawiają, że film po prostu robi się nierealny i po pewnym czasie zaczyna drażnić nieśmiertelnością bohatera. Po pierwsze: gość nie mógł chodzić, ręką ani nogą ruszyć przez wiele dni. Dopiero jak został porzucony i częściowo zagrzebany w prowizorycznym grobie odzyskał nagle, w mgnieniu oka możliwości ruchu. Wiadomo – mocno ograniczonego, ale jednak. Młody wojak, Bridger, którego Fitzgerald oszukał, nie zauważył leżącego w obozie trupa? Najpierw myślałam, że Fitz gdzieś go ukrył, zrzucił do rzeki czy coś. Dopiero po odejściu dwóch panów okazało się, że zwłoki leżały wręcz na widoku. Potem Glass się ukrywa i w ramach tego ukrywania i ucieczki wpada do rzeki. Po pierwsze – ilość ubrań, jakie miał na sobie (a zwłaszcza futro) bardzo szybko powinny go pociągnąć na dno. Ale nie – Glass dość swobodnie unosi się na wodzie i oczywiście omija absolutnie każdy głaz i kamień, jakimi górska rzeka jest wszak naszpikowana. Omija je oczywiście cudownym sposobem, bo sam ma ruchy nie dość, że jeszcze mocno ograniczone wskutek odniesionych ran, to dodatkowo skrępowane gruba warstwą odzienia. Wychodzi z rzeki i spokojnie podąża dalej. Nie zamarza, a wszak mamy już surową, srogą górską zimę. Ucieka przed sporą gromadą Indian, którzy kolejnym cudownym zrządzeniem losu nawet go nie drasnęli, mimo iż byli w odległości kilku metrów. A zdaje się, że wcześniej żaden z nich nie miał problemu z trafieniem w ruchomy cel z dużo większej odległości. Następnie Glass spada z raczej wysokiego urwiska, ale ponieważ zahacza po drodze o kilka gałęzi to nie łamie sobie nawet najmniejszej kosteczki. Kiedy już odnajdują go dawni kompani jest ledwo żywy, wciąż ma trudności z mową, ale za to następnego dnia z rana już swobodnie wsiada na konia po uprzednim ucięciu sobie miłej pogawędki z dowódcą. Co do dowódcy – na początku sceny padła kwestia, że kapitan dostał funkcję po znajomości. Pod koniec filmu okazuje się, że tak chyba rzeczywiście było. Gość ściga mordercę i złodzieja, a nie dość, że nawet nie próbuje się w żaden sposób kryć, to jeszcze nawet broni nie ma odbezpieczonej. Podstęp Glassa był niby OK, ale co z tego, skoro nawet nie potrafił go wykorzystać? Urządza zasadzkę po to, żeby zacząć celować dopiero kiedy Fitz się w tej zasadzce orientuje. Potem następuje długa gonitwa i jeszcze dłuższa walka końcowa. W czasie której panowie ranni, krwawiący jeszcze sobie dyskutują, no bo przecież czemu nie?
I moi faworyci – Glass zbudował pułapkę w rzece i złapał rybę. Po czym wcina ją na surowo. Kiedy wilki ubijają bizona i razem z przypadkowym Indianinem przejmują mięso, też wcinają je na surowo. Wszystko fajnie, tylko do licha w obu przypadkach tuż obok płonął ogień!!! I oczywiście - zarówno w przypadku bizona jak i potem martwego konia – całe dziesiątki kilogramów mięsa tak po prostu zostały na miejscu, za to nasz bohater dzielnie wcinał później korzonki...
Poza tym – historia Glassa (mniej lub bardziej podkoloryzowana, bo to jednak przekazy ustne) sama w sobie była wystarczająco ciekawym scenariuszem. Dodawanie do niego indiańskiego syna, kompletne zmienienie zakończenia całej historii i dodanie wielu niemożliwych do przeżycia przygód – jak dla mnie to zabiegi całkowicie niepotrzebne. Mnie te dodane elementy tylko drażniły, bo były najzwyczajniej w świecie nieprawdopodobne! Tym bardziej, że zmieniono też porę roku, w której akcja się działa. Istnieje spora różnica między jesienią a zimą...
Co do słynnej sceny z panią misiową – to jakoś też mnie zachwyciła. Co mnie jeszcze denerwowało (i chyba nie tylko mnie, jak tak czytam inne komentarze) – zagłuszanie wszystkiego chrapliwym oddechem, sapaniem itd. Tym bardziej, że nie było ono wynikiem tylko odniesionych ran – Glass tak sapał, że zagłuszył bawiące się misie i panią misiową. Wiem, że miało to widzom obrazować dodatkowo problemy, z jakimi bohater się zmagał, ale nie każdemu takie coś pasuje. Ja jestem akurat w tym gronie. Wg mnie lepiej byłoby podkreślić głosy natury, a ten oddech jednak trochę wyciszyć, żeby był - ale żeby nie przesłaniał wszystkiego...
Podsumowując – jak dla mnie film z dużym potencjałem, który został niestety rozmieniony na drobne. Świetne zdjęcia i dobra charakteryzacja nie wystarczą, żeby zagłuszyć resztę niepotrzebnych elementów. Poza tym film się dłuży. Niemiłosiernie. Szczerze mówiąc – nie dałam rady obejrzeć go na raz. Po prostu ten film mnie nie przekonał. Bywa i tak. Ale żałuję, bo historia Glassa jest naprawdę ciekawa.