„Harry Potter jest o przezwyciężaniu strachu, znajdowaniu wewnętrznej siły i robienia tego, co jest słuszne w walce z
przeciwnościami. Zmierzch jest o tym, jak ważne jest to, by mieć chłopaka"
Jak dla mnie to King się nie popisał w tej wypowiedzi. Potter szczerze mówiąc też nie powala głebia przesłania (ekhem, jakiego?) a taka gadke o "przezwyciężaniu własnych słabości i zmaganiu się ze złem" to mozna wcisnąc w kazdy byle film czy komiks o superbohaterze i wyjdzie na to samo. Pottera się po prostu dobrze czyta i tyle (choć teraz po latach juz drazni mnie Rowling w przerysowaniu niektórych postaci i swoim mało rozbudowanym stylem pisania) ale Zmierzch tez nie najgorszy. Obie serie sie niexle czyta i obie mają fanów jak i przeciwników, z tym ze Zmierzch się równa z błotem bo "taka moda".
moda to jest na wampiry, bo to takie "sexy". a wiekszosc fanow zmierzchu ( fanek) to 12 letnie gimbusiary ktore "tyle przezyły"
a to jak harry potter jest uniwersalny pokazuje chociazby to ze czytaja go ludzie w naprawde roznym wieku
A tej mody na wampiry nie było już wczesniej? Wex pod uwagę chocby to, co pisała Anne Rice i fenomen postaci Lestata. Po "Zmierzchu" wampiry zostały wrzucone tylko w świat nastolatków. Moda na nie już była.
Harry Potter uniewersalny? No proszę Cię... bajeczka dla dzieci która podoba sie jeszcze młodszym gimbusom niz tym od Zmierzchu. Ach, no i dorośli... Oczywiście, komus starszemu Potter tez przypadnie do gustu ale koniec końców zarówno Meyer jak i Rowling sa banalne w tym, co piszą i żadna nie ma jakiegoś wybitnego stylu pisania. Lećmy od początku. Zmierzch? Prosze bardzo - zamknięta w sobie, wycofana, przeciętna nastolatka zwraca uwagę na najprzystojniejszego gostka w szkole, który (ojej!) zwraca swoja równiez na nią. Niby coś ich ciagnie ku sobie, ale ten ja odtraca, ona nie rozumie czemu, szuka przyczyn w sobie. Potem okazuje się, ze koleś to wampir, który zmaga się ze swoją mroczna naturą, ale koniec końców nie moze dac sobie spokoju z nasza panna Swan. Potem mamy problemy typu "kocham Cie, ale nie możemy być razem - to niebezpieczne", ale koniec końców zwykła panna jest ze woim niezwykłym chłopakiem i ciesza się wiecznym zyciem. Banał? Jak najbardziej. Która z nas, szarych myszek, nie marzy, by jakies ciacho nie zakochało się w nas bez pamięci, co nie?
Potter. Zwykły dzieciak pewnego dnia dowiaduje się, ze jednak nie jest tak niezwykły jak mysłał. Okazuje się być kims więcej niż popychadłem dla cudownie wrednego kuzynka Dudleya i na własne szczęście trafia tam, gdzie chcieli od poczatku jego rodzice czyli magicznej szkoły Hogwart. Okazuje się, ze jak jedyny przezył atak pewnego super wielkiego czarnoksięznika Voldemorta, który chyba jeszcze raz będzie ostrzył sobie na niego zabki. Jest groźny, oj i to bardzo groźny, ale (ojej! znów!) na jego drodze stanie zwykły wypierdek, który dzięki swojemu szczęściu i bardziej przypadkowi niż własnym umiejetnościom stanowi przeszkode do realizacji jego niecnych planów. I tu zaczyna się odwieczna walka dobra ze złem, której finału chyba mozna się łatwo domyslic. Banał? TAK. Bo ile to już razy nie spotkalismy zwykłego ktosia, który okazuje się nie być zwykłym zjadaczem chleba, tylko kimś super waznym w super waznej misji ratowania świata w walce z jakims czarnym charakterem i który dzieki temu moze uwolnic sie od swojego zycia, w którym jak dotąd zmagał się z niezrozumienim innych, odtraceniem, gnebieniem itd. (patrz: Dursleyowie).
Błagam, nie wyolbrzymiajmy na siłę jakichs tam super głebokich przekazów tylko po to by ukazac dennośc innej ksiązki. czepiacie się, że Meyerowa stworzyła super gniota, napisanego marnym stylem, ale tak naprawdę nie jest to ani gorsze, ani lepsze wzgledem tego co napisała rowling. Obie serie maja wady i zalety i każdy we własny sposób znajdzie w nich jakies tam przesłania, dajace do myslenia fragmenty czy co tam jeszcze chcecie, ale jaki sens porównywac książki, z których żadna moim zdaniem nie jest lepsza i mówic "patrzcie! to jest coś warte, podczas gdy tamto opowiada jakąs pożal się boże durną historyjke"? To co je łaczy to na pewno fenomen, ogromna poularność wsród młodziezy i to, z jakim zaangazowaniem je niektórzy czytaja. Raczej zadna nie zasługuje na oplucie i wysmiewanie, bo w każdej znadjzie się coś świetnego jak i mniej wartego uwagi. Plusy i minusy sa w obu.
"ale tak naprawdę nie jest to ani gorsze, ani lepsze wzgledem tego co napisała rowling" Bzdura!
Rozpisujesz się o przesłaniu, więc ja też się tego podejmę.
Zmierzch. Miłość. Miłość cierpliwa jest, łaskawa, miłość nie zazdrości (może czasem), nie szuka poklasku, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą, wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość jest najważniejsza na świecie, ba! jest jedynym celem w życiu. Wszak Bella nie miała żadnych innych zainteresowań poza Edwardem.
Potter. Przyjaźń bez względu na pochodzenie (Hermiona) czy pieniądze (Ron). Największy frajer może zostać bohaterem (Neville). Poświęcenie. Walka o coś więcej niż tylko "miłość z przeszkodami". Harry zrezygnował nawet ze związku, żeby zająć się "ratowaniem świata". Nieważne kim jesteś, liczy się to jaki jesteś. Nawet jeśli zło istnieje, to zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie z nim walczył i zawsze będzie to miało sens. Nareszcie, bohater to nie żadna cukierkowa postać, pozbawiona wad. Potter to postać z krwi i kości, z wadami, wątpliowościami, upadkami. Podobnie jest z każdą inną postacią w tej serii. Banały? Jak najbardziej! Pokazywanie jakichkolwiek wartości jest banałem, bo przecież wszyscy o tym wiedzą. Ale co innego pokazywać, że "trzeba mieć chłopaka, a jak cię rzuci to trzeba mieć depresję", a co innego pokazać prawdziwą przyjaźń, wierność, poświęcenie.
Przekaz przekazem, ale liczy się też wykonanie.
Postacie w Zmierzchu są niestety papierowe, niewiele o nich wiadomo, nie mają żadnych zainteresowań, planów na życie. Bella jest główną postacią, na dodatek narratorką, a co tak naprawdę o niej wiemy? Poznajemy jej zainteresowania? Nie. Jej charakter jest płaski jak kartka papieru do ksero. O innych postaciach nawet nie mówię, bo one charakteru nie mają wcale.
W Potterze nawet trzecioplanowe postacie są idealne dopracowane.
Jeśli mam być szczery, przesłanie ma każda książka. Jednakże każdy inaczej je odczytuje, o ile w ogóle. Ja znalazłem coś dla siebie i w Potterze, i w Zmierzchu.
Zgadzam się z Tobą. Trochę nad tym pomyślałam i nawet dopatrzyłam się przesłania w Zmierzchu. Relacje w rodzinie Edwarda, wsparcie, to że bez wahania zdecydowali się ratować dziewczynę swojego brata/syna. Nawet ładny przykład autorka dała młodzieży. Że rodzina powinna sobie pomagać. Duży plus.
Warto też wspomnieć o tym jak książki o Potterze i świat w nich przedstawiony jest przemyślany. Każdy szczegół, nawet niepozorny może okazać się kluczowy w dalszych losach. Książka zaskakuje czytelnika na nowo z każdym tomem. "Zmierzch" to romansidło. Wydaje mi się, że obie te historie są skierowane do innego typu odbiorcy... Choć Potter raczej nie bez powodu stał się takim fenomenem. Wszyscy pamiętamy co się działo i jak czekaliśmy na premiery książek. Podobnie było z filmami.
Zmierzch to romansidlo, wiec czego, przepraszam bardzo, sie spodziewalas? Przepisow na zycie, wieczne szczescie u boku ukochanego, czy co tam jeszcze? A co Ci przeszkadza depresja wiecznie smutnej panny Swan? Jesli juz mamy odniesc jej sytuacje do rzeczywistosci, to raczej normalne, ze wpadla w depresje, gdy odszedl ktos, od kogo uzaleznila caly sens swojego istnienia (to akurat przyklad jej glupoty, ale nie o to mi chodzi). W zyciu realnym takie rzeczy tez sie zdarzaja. A skoro to romans, to bylo to do przewidzenia. To, co moge zarzucic Zmierzchowi to irytujaca konstrukcja postaci. Ne pamietam juz, jak sie przedstawialy plany na zycie, przemyslenia czy zainteresowania glownej bohaterki, bo to juz kilka lat wstecz, jak mialam ksiazke w reku, ale skoro Meyerowa nie umiescila tego w ksiazce, to trzeba sie z tym po prostu pogodzic i skupic, na tym co jest a nie czego nie ma (idac tym tokiem myslenia mozna wielu ksiazkom wytknac wiecej brakow niz dotychczas ludzie wylapali). Co do tego co jest, to owszem, nie jest to jakas przebogata historia ani milosna, ani majaca jakis wydzwiek moralny, czy jakikolwiek inny, ale ludzie, naprawde tak cierpieliscie czytajac to? No to pytam - po co w ogole to zrobiliscie? Bylo rzucic ksiazke w kat i zapomniec. Tobie sie nie podoba, to zostaw innym, ktorzy kupie te bajeczke o wampirku i cichej niuni. Ale nie widze sensu w wyzywaniu Stephenie Meyer, ani plucia na to, co napisala. Jesli ktos chce sie podzielic swoja opinia, niech zrobi to bez ublizen w strone autora. Wlasnie TO sklonilo mnie do staniecia w obronie Zmierzchu. Nie to, ze jestem fanka (bo daleko mi do tego), tylko nie moge patrzec, jak sie wyzywacie na tej serii. Jest masa stukrotnie gorszych ksiazek, ale NIE - to wlasnie Zmierzch bedzie zbieral najwieksze baty. W pewien sposob jest to niesprawiedliwe.
Co do Pottera to, to oczym piszesz, jest gdzies na drugim, trzecim planie. Mam na mysli te moc przyjazni, wiezy ponad pochodzenie, poswiecanie wlasnego prawa do milosci itd. I tak pierwsze, na co sie zwraca uwage to akcja, ktorej nie brak, poczyniania naszego zdolniachy w okularach i blizna na lebku na drodze ku uratowania swiata itd. To cale gadanie o przyjazni, wiernosci i poswieceniu uwazam juz za wyolbrzymienie ze strony fanow, by pokazac, ze Potter ma te "glebie". Otoz nie ma. To, o czym piszesz, mozna znalezc w masie ksiazek i wychodzi na to, ze kazda z tak dobrze wykreowanym swiatem bohaterow i akcja skladajaca sie w zgrabna calosc jest rowna Potterowi. To JEST przesada. Pottera sie dobrze czyta, ot co. Mozna sie niesamowicie w niego wkrecic, zakochac w swiecie magii i czarodziejow, byc ciekawym co dalej, ale nie doszukujcie sie na sile czegos, czego zbytnio nie ma lub jest w znikomej ilosci.
"W Potterze nawet trzecioplanowe postacie są idealne dopracowane." A zauwazylas, jak malo wiarygodne sa te postacie, zartowno pierwszo- drugo-, jak i trzecioplanowe? To akurat razi. Wezmy takiego Snape'a - nie wiem, czy zazyl ktorys ze swoich eliksirow na wieczna zlosc na Harry'ego, ale on chwilami zachowuje sie jak dziecko, ktore za jakies tam krzywdy, o ktorych tylko on sam ma pojecie, msci sie przez tyle lat na Potterze i jawnie mu dogryza, co sprawia, ze nie moge go traktowac powaznie. Choc spelnia sie swietnie jako czarny charakter powiesci.Dalej - Dursleyowie. Nastepni bohaterowie typu 'duze dzieci', ktorych chec zniszczenia zycia Harry'ego jest tak wstretna, ze az smieszna. Ich poczyniania tez dosc czesto nielogiczne (nie znosza Pottera, wstydza sie go, dokuczaja mu, a mimo to woza go i przywoza na dworzec Kings Cross i wysylaja prezent na Swieta w postaci husteczki? Skoro jest im az tak obojetny, to co ich obchodzi, czy Harry bedzie mial jak dostac sie na dworzec lub dostanie prezent?). Trojka glownych bohaterow tez nie jest lepsza, bo cos im szwankuje ta przyjazn, skoro chec bycia lepszym w przypadku Rona, ktory ma kompleks bycia biednym, potrafi zaklocic te relacje Harry-Ron-Hermiona. No ale koniec koncow trzymaja sie razem.
Moznaby szukac wad w jednym i drugim i to samo z zaletami, a potem klocic sie co lepsze. Ale to bez sensu. Dlatego propnuje po prostu przyznac, ze kazdy znajdzie sobie sam, co chce w obu seriach: przyklad milosci, ktora przetrwa wszystko w Zmierchu i sily przyjazni i mocy matczynej milosci (w koncu to uratowalo Harry'ego) w Harrym Potterze i zarowno w jednym, jak i drugim przypadku bedzie to sporo warte. Dlatego nadal uwazam, ze ani jedno, ani drugie nie jest od siebie lepsze czy gorsze. Choc druga strona medalu jest taka, ze to serie dla dwoch, roznych typow odbiorcy. Nie kazdemu przypadnie do gustu ckliwa milostka i nie kazdego zaczaruje Harry Potter. Mimo to, jesli choc raz przy czytaniu obudzily sie w kims pozytyne emocje, to praca autora nad ksiazka byla cos warta. I chocby z tego wzgledu nalezy sie powsciagac z obrazliwymi uwagami.
Napisz mi moja droga, w którym miejscu zwyzywałam autorkę Zmierzchu, oplułam to, co napisała, tudzież zabroniłam komukolwiek to czytać. Gdzie umieściłam "obraźliwe uwagi"? Demonizujesz moją wypowiedź.
Na tym polega dyskusja, że wyraża się własną opinię. Zauważ, że Ty zrobiłaś dokładnie to samo, tyle, że bronisz innej książki.
Nic nie poradzę na to, że uważam Zmierzch za kiepski i nic nie poradzę na to, że widzę w Poterze przesłanie (Ty nie widzisz, teraz powinnam Ci zarzucić, że opluwasz autorkę "obraźliwymi uwagami"). Nic nie poradzę na to, że kompletnie nie podchodzi mi obraz współczesnej młodej kobiety, która zapada w wielomiesięczną depresję, bo rzucił ją chłopak. To jest moja subiektywna opinia i nie zmienię jej pod wpływem czyichś uwag. Pytasz dlaczego czytałam. Po prostu byłam ciekawa, co ludzie w tym widzą. Przetrwałam dwa tomy. To i tak nienajgorzej. 50 twarzy greya przerwałam mniej więcej w 2/3 pierwszego tomu.
P.S. nie podchodź do tego tak emocjonalnie. Bardzo dobrze, że bronisz swojego zdania, ale nie demonizuj innych wypowiedzi i nie zarzucaj im czegoś, czego nie napisali. Pozdrawiam.
Nie Ty rownasz z blotem Zmierzch, ale kierowalam to do tych, ktorzy tak robia. A jest ich NIESTETY wiekszosc.
Zauwaz roznice miedzy wyrazaniem zdania w "cywilizowany" sposob a "na chama". Moze i Zmierzch psuje nerwy niektorym czytajacym, ale w chwili, gdy ktos doszukuje sie w nim wylacznie "zamachu na literature" (to slowa pewnej osoby, z ktora tez gdzies na FW dyskutowalam) zaczyna popadac w przesade niestety. To, co napisala Meyer to taka seria, ktora niesamowice pozytywnei wpynela na obecny przemysl rozrywkowy, sprawiajac, ze producenci i tworcy zbili na tym kupe szmalu. Ksiazki i filmy sprzedaly sie swienie. Tak wiec mozna powiedziec, ze to swego rodzaju produkt, ktory nie musi wyrozniac sie niczym wybitnym - wystarczy ze ludzie go kupia. A skoro tak to od razu wiadomo, czego sie po nim spodziewac - miernej jakosci ksiazki czy filmu. Ale mimo tego da sie jakos z nim zyc - jesli komus sie spodoba to histria przestaje przeszkadzac, mozna przymknac oko na niedociagniecia i irytujace postacie. Jak sie nie spodoba - trudno, dla przemsylodawcow to zadna roznica bo i tak sie sprzeda. Ale samo w sobie - nie takie zle, jak go maluja (przynajmniej moim zdaniem).
"50 twarzy greya przerwałam mniej więcej w 2/3 pierwszego tomu" No to szacun, kobieto, bo ja wytrwalam paredziesiat pierwszych stron i przy pierwszym odruchu wymiotnym (to zadna zlosliwosc tylko szczera prawda) musialam zrezygnowac. TO jest dopiero cos glupiego, a nie jakas tam powiastak o wampirach.
Osobiście Pottera bardzo lubiłem czytając i dorastając razem z kolejnymi książkami i mimo, że z perspektywy czasu widzę, że całość jest dość naiwna i banalna, to nie można zaprzeczyć, że Rowling ma lekkie pióro i mimo prostego stylu (ciężko mi określić czy ze względu na target czy na samą autorkę, bo nie czytałem nic innego od niej) książki czyta się bardzo dobrze i szybko. Nie można też Potterowi odebrać przedstawiania opisanych już powyżej wartości.
Z drugiej strony mamy książkę Meyer która jest typowym romansidłem dla nastolatek. I jako taki twór mogłoby sobie żyć bez przedstawiania głębszych wartości czy przesłania. Problem zaczyna się przy zagłębianiu w książkę. Niestety w trakcie czytania (zdzierżyłem jeden tom) ciężko nie zauważyć, że Meyer ani nie ma lekkiego pióra z natury, ani tym bardziej żadnego warsztatu. Jej styl jest toporny i szczerze mówiąc ciężko uwierzyć, że pisze to dorosła kobieta, a nie nastolatka. Problemem numer dwa jest wykorzystanie elementów kultury i mitologii Europejskiej (np wampiry i wilkołaki) w bliżej nie określonym celu, bo jej twory nie mają w zasadzie nic wspólnego z oryginalnymi desygnatami nazw. Trzecim gwoździem do trumny jest masa błędów merytorycznych (m.in. wyśmiewany sex z wampirem, mimo, że nawet w książce Meyer nie mają one pulsu - czyżby pomijało się zajęcia z biologii?) wskazujące na to, że autorka nie posiada wiedzy w zasadzie podstawowej (przynajmniej w moim przekonaniu, za podstawe można uznać wykształcenie średnie).
Swoją drogą nie wiem skąd wynika założenie, że ludzie instynktownie atakują wszystko co się sprzedaje. Z najpopularniejszych ostatnio historii o podobnym targecie można by wymienić choćby Lotra, HP, Igrzyska. Dziwnym trafem żadna z tych serii książek nie jest w taki sposób atakowana, co o czymś świadczy nie sądzisz?
Swoją drogą 50 twarzy naprawdę jest takie złe? Sam zastanawiałem się czy nie spróbować z czystej ciekawości skąd ta popularność.
"Dziwnym trafem żadna z tych serii książek nie jest w taki sposób atakowana, co o czymś świadczy nie sądzisz?" Faktycznie moesz miec tutaj racje. Choc z drugiej strony nadal obstaje przy tym, ze jest sto razy wiecej gorszych ksiazek i mysle, ze one bardziej zasluguja na wysmianie niz owa seria Meyer. Choc tu pewnie zawarzyl fenomen tej serii, podczas gdy tamte nie wybily sie az tak na wyzyny popularnosci.
Co do Twojego pytania na koncu... Piszesz o topornym stylu Meyer i braku warsztatu - wez sie za Greya i zobacz, w jaki sposob to jest napisane. Wiesz, ze powstalo to na kanwie Zmiezrchu? Pewnie tak. I uwierz mi, ze mozna ze smiechu umrzec czytajac niektore fragmenty bedace zywcem wyjete ze Zmierzchu, lecz dostosowane do okolicznosci, w ktorych sa bohaterowie (np. rozmowa Any i Greya w kawiarni, gdy on wypytuje ja o rodzine - od razu przypominasz sobie te sama sytuacje ze Zmierzchu). Poza tym sposob opisania stosunkow seksualnych rowniez nie jest ani intrygujacy lub chociaz ciekawy, tylko po prostu glupi, wrecz wulgarny. Mimo wszystko jak najbardziej zachecam Cie do siegniecia po to i wyrobienia sobie wlasnego zdania. Skad fenomen tej serii? Absolutnie nie wiem. Byc moze to duza zasluga dobrej akcji promocyjnej i szumu w mediach.
Jak sam słusznie zauważyłeś, nawet w wypadku istnienia jeszcze gorszych książek nie będą one tak atakowane, bo nie są tak popularne. Przez to mniej osób je zauważy i jeszcze mniej przeczyta. Popularne produkty często uznaje się za hate'owane ze względu na to, że są popularne. Rzeczywiście niewielki % tego hate'u wynika z popularności (jednak jest to nie większa ilość niż przy produktach mniej popularnych). Dużo wyższa zauważalna liczba atakujących wynika z faktu, że więcej osób zapoznało się z produktem.
% stosunek negatywnych opinii nie będzie większy niż w wypadku niepopularnego dzieła tej samej jakości. Po prostu będzie bardziej widoczne.
O Greyu wiem w zasadzie nic;)