no...
chociaż na początku było to trochę... nudne..
moimz dnaiem za mało akcji w tym było..
ale ogoolnie to super:)
"Znaki" naprawdę trzymały w napięciu. Z wrażenia tyłek wrósł mi w fotel. Po scenie z tasakiem i Marsjaninem w spiżarce byłam nieźle przestraszona. Rozluźniłam się, gdy Gibson wszedł do domu, a tam na kanapie siedziały jego dzieci i brat w... spiczastych czapeczkach zrobionych z folii. W dodatku mieli poważne miny. Ta scena była najlepsza. Do tej pory chce mi się z niej śmiać.