Początek, te pierwsze pięć minut gdy ogląda się tłuste baby falujące sadłem w makijażu i ciasnych ciuchach jest doskonałą, absolutnie perfekcyjną wizualizacją czym jest ten film - udaje sztukę, ale jest tylko obrzydlistwem pokazanym w ładniejszy sposób, które nie ma nic do ukrycia, ale też nic do pokazania. Twierdzę wręcz, ze w tych pierwszych 5 minutach reżyser świadomie i dosłownie nabija się z widza, który jeszcze nie wie na co poszedł do kina, ale już zapłacił i przesiedzi i obejrzy co mu się pokaże, nawet jeśli są to obrzydliwe tłuściochy.
Typowa już struktura pocięcia filmu na części by dawkować widzowi informacje i nie mówić niczego wprost, przepleciona trzema "pozornie" (bo przecież wiemy, że się łączą, to oczywiste jak 1 +1) nie połączonymi wątkami, to już nic nowego; to sztampa, nuda i zasadnicza tragedia, gdy robi się to w równie nieinteresujący, nic nie wnoszący do obrazu sposób jak tutaj.
Te całe psycho-poglądowe opowiastki o słabościach i innych bzdurach są w samym filmie tak oczywiste i nudne, że aż bolą.
Film jest dobrze zagrany, nakręcony i takie tam. Solidna produkcja, ale fabularnie to dno, bo żeby 2 godziny onanizować się faktem, że nie popierana przez małżonka aborcja to coś niewybaczalnego, zakrawa o kpinę. Dosłownie mogliby z tego zrobić film instruktażowy dla tych wszystkich bab walczących o aborcję i pokazywać go im tak jak w mechanicznej pomarańczy, efekt murowany.
Okropny film 2/10, bo to naśmiewanie się z widza na początku filmu to jednak genialne było. Za samo to punkt.