Ok - obejrzałem wreszcie całą ceremonię. I jak zwykle - średnio do dupy. Intro beznadziejne, poza jednym dowcipem o Melu Gibsonie i czarnych, który zresztą został powitany buczeniem. Potem było coraz poprawniej, czyli nudniej...
Seth MacFarlane - porażka, choć się starał i było widać, że chciał, ale za bardzo nie mógł pojechać po bandzie.
Co do statuetek to rozstrzał nagród pomiędzy tyloma filmami tylko udowodnił, że to był bardzo słaby rok dla kinematografii. Żaden film się nie po prostu wyróżniał.
Poza kategorią aktor w roli pierwszoplanowej, gdzie konkurencja była znakomita - reszta kategorii albo miała już pewnego zwycięzcę, więc tu też w sumie nudno.
W pełni zasłużone Oskary (jeśli można tak powiedzieć, bo to w większości wybór dobry z filmów średnich) - Ang Lee (za reżyserię Życie Pi), Anne Hatheway (za drugoplanową rolę kobiecą w Les Miserables), Searching for Sugar Man (najlepszy dokument), i pewnie - Miłość (za film nieanglojęzyczny - zakładając, że Haneke został w formie, bo resztę konkurencji widziałem i była co najwyżej - przeciętna), no i Adele za Skyfall (choć gdyby dostała Scarlett Johansson też bym się nie obraził).
W miarę zasłużony Oskar dla Daniela Day-Lewisa (tak świetna rola w tak marnym filmie w sumie zasługuje na oklaski, choć moim faworytem był Joaquin Phoenix za Mistrza).
Oskara przy całej sympatii nie powinien dostać Christopher Waltz (Django - drugoplanowa rola męska) i Quentin Tarantino (Django - scenariusz). Zamiast tego - wolałem Philipa Seymoura Hoffmana (Mistrz) i Wesa Andersona z Romanem Coppolą (Moonrise Kingdom), ale to przeboleję. Przeboleję też Jennifer Lawrence (urocze potknięcie na schodach btw) za główną rolę żeńską w tym badziewiu - Poradnik pozytywnego myślenia, bo zagrała nieźle. Zdecydowanie bardziej zasługiwała jednak - Jessica Chastain za Wroga numer jeden.
Argo za najlepszy film i najlepszy scenariusz adaptowany powinno oddać statuetki Życiu Pi.
Druga statuetka dla Lincolna (scenografia) powinna zostać natychmiast oddana na jakiś cel charytatywny. Ten film nie miał prawa dostać nic poza wyróżnieniem Daniela Day-Lewisa.
Najlepsza Oskarowa przemowa - wspomniany przed chwilą Daniel Day Lewis. Niezła - Quentina Tarantino, ale spodziewałem się więcej. Nie ukrywam, że pewnie świetną miałby Phoenix, bo widać, że siedział na tej gali z przymusu i miał tak zniesmaczoną minę przez całą ceremonię, że pewnie by coś pierdzielnął. No cóż - nigdy się nie dowiemy...
Phoenix by zarapował coś na pewno. A jeśli chodzi o ceremonię, to jednak piosenka o cyckach była troszkę mocniejszym akcentem niż cokolwiek w poprzednich galach. Widzieliście minę Theron?
A nie zczaiłaś/łeś że realcja Naomi, Jennifer i Charlie była ustawiona a dokładniej precyzując nagrana dwa dni przed galą na próbach. To nie była ich realcja - to była kolejna rola do odegrania.
No mi to wyglądało na to, że jak siedziała wśród innych gości (prób chyba wszyscy nie mieli), to miała niezłego wnerwa. Winslet też.
ona nie siedziała wśród innych gosci - w necie są nawet zdjecia jak nagrywali tą scenę z Lawrence - ucharakteryzowana Jennifer a w koło niej tak koło 10 osób w wieczorowych strojach - tak samo nagrywali scenki z Charlie i Naomi. Winslet to chyba nawet w tym roku na gali nie było. A to czy miały wnerwa czy nie - powiem tak, piosenka była żartobliwa ale jeśli kogoś obraziła to serio ta osoba ma ogromny problem ze swoim poczuciem humoru a raczej jego kompletnym brakiem