Obejrzałam ten film ponad 10 lat temu.
Było sobie majętne małżeństwo, ale nie układało się w nim. Ona go odpychała, więc on ją zdradzał.
Później ona kogoś zabiła, ale nie pamiętam motywu, ani czy był to facet czy kobieta. Wszystko miała dokładnie zaplanowane. Niby wyszła wieczorem pobiegać, a zabiła w parku czy lesie. Najpierw się cała rozebrała żeby ślady nie zostały na ubraniach. Miała inne ciuchy, a stare wyrzuciła do kubła po drodze. Zacierała ślady. Gdy policjant już myślał, że jej adidasy będą się zgadzały z tym jakie ślady znaleźli na miejscu nic z tego nie wyszło.
Policja nic nie mogła jej udowodnić, miała alibi i robiła niewinne minki. Nawet badanie wariografem nic nie wykazało, bo tak nakierowała swoje przekonanie.
Na końcu jej małżeństwo rozkwitło, mieli dzieko.
Końcowa scena przypominała mi plakat z filmu Amelia. Takie jakby złowrogie spojrzenie pięknej kobiety.