Seriale
Gry
Rankingi
VOD
Mój Filmweb
Program TV
Zobacz sekcję

Graliśmy w "Tom Clancy's The Division 2"

autor: Michał Walkiewicz / 05-02-2019 15:00
Michał poleciał do Paryża i pograł w "Tom Clancy's The Division 2Po powrocie wymachiwał gwieździstym sztandarem, ale też trochę ponarzekał na bezpieczną strategię artystyczną Ubisoftu.



Nie ma jaskrawszego symbolu hurrapatriotycznej konwencji "The Division" i zarazem lepszego przyczółku amerykańskich bojowników wolności niż Biały Dom. W pierwszej części gry, rozgrywającej się w epicentrum pandemii śmiercionośnego wirusa, Nowy Jork przypominał skuty lodem labirynt, zaś walka o przetrwanie odbywała się w fatalistycznej atmosferze schyłku cywilizacji. Sequel przenosi nas do wiosennego, oplecionego bujną roślinnością Waszyngtonu i pokazuje, jak na zgliszczach starego ładu powstaje nowy porządek. Po paryskiej prezentacji gry mój największy zarzut dotyczy ulicznej mody: jako że dizajnerskie bojówki, stylowe czapki oraz zimowe swetry zostały zastąpione przez szorty, koszulki polo i inne rybaczki, wszyscy wyglądają jak uzbrojeni po zęby wychowawcy z półkolonii. 

 

Nowa sceneria nie oznacza oczywiście zmian w narracyjnej strategii. Pomijając fakt, że fajnie jest opróżnić magazynek w miejscu, które nie przypomina wnętrza gigantycznej zamrażarki, to raczej czysto estetyczna zmiana. W trakcie paryskiego pokazu sprawdziliśmy drużynowo dwie misje fabularne oraz kilka zadań pobocznych. Te pierwsze rozpisane są według dobrze znanego schematu: po omieceniu rogatek z wrogich oddziałów, zapuszczamy się w głąb wielopiętrowego budynku. Korzystając z pokaźnego arsenału, doprowadzamy go do stanu deweloperskiego, a następnie wysyłamy na łono Abrahama jednego z pomniejszych bossów. Te drugie są pozornie nieco bardziej zróżnicowane, lecz po odarciu z fabularnego mięska, sprowadzają się w gruncie rzeczy do tego samego. I chociaż nieco lepiej napisane dialogi oraz naszkicowani grubszą kreską bohaterowie drugiego planu to dobry znak, poczekajmy z oceną tekstu do marcowej premiery. 





Ponieważ twórcy z Ubisoftu wiedzą doskonale, że lepsze jest wrogiem dobrego, sama rozgrywka również nie doczekała się rewolucyjnych zmian. Pętla znana i kochana: wypad na miasto, wymiana ognia, zbieranie lootu, rozbudowa bazy operacyjnej, zakupy, wypad na miasto z lepszym sprzętem, wymiana ognia.i tak dalej, w ten deseń. Mapa tradycyjnie sprawia wrażenie chorej na ospę wietrzną, miasto upstrzono znajdźkami, misjami kontekstowymi oraz audiologami, zaś w walce pomożemy sobie całym arsenałem nowoczesnych gadżetów. Przemieszczanie się pomiędzy osłonami jest teraz nieco bardziej intuicyjne, z kolei przywitanie wrogów zdalnie sterowanym dronem, poprawienie granatem odłamkowym oraz postawienie kropki serią z kałasznikowa wciąż sprawia masę frajdy. Co jednak najważniejsze, twórcy wzięli sobie do serca głosy krytyki, które pojawiły się po premierze pierwszej części gry, a w Paryżu poświęcili sporo czas na deklinację słowa "endgameJeśli więc po ukończeniu fabuły dopadła Was nuda, a po dwumiesięcznej przerwie mieliście problem, by przebić się przez tony nowej zawartości (dodawanej zgodnie z dewizą "zastaw się a postaw się"), możecie spać spokojnie: będzie co robić. 

 

Pierwszą nowością są odblokowywane po ukończeniu gry specjalizacje – Sharpshooter, Survivalist i Demolitionist. Nazwy mówią same za siebie, zaś w zależności od obranej ścieżki nasza postać otrzyma dedykowane rzeczonym klasom giwery. Niełatwo znaleźć do nich amunicję, lecz kiedy już się uda, to nie ma przebacz – po strzale ze snajperki wielkości dźwigu głowy największych twardzieli pękają jak melony. Drugim novum jest debiutująca frakcja Black Tusk, która będzie uprzykrzać nam życie na tysiąc sposobów – zaawansowane technologicznie bojówki mają do dyspozycji mechaniczne kundle, drony rodem z laboratoriów Boston Robotics oraz inne atrakcje, a walka z nimi to orka na ugorze. Doliczcie do tego tzw. Invaded Missions, czyli wymagające doskonałej koordynacji szturmy na posterunki wroga, zabawę w przejmowanie warowni, rozbudowane, ośmioosobowe raidy, a otrzymacie antytezę endgameu pierwszej części "The Division". Jeśli idzie o Strefy Mroku, w których pojawialiśmy się najczęściej po to, by wyłapać pocisk między oczy od nakoksowanych cziterów, twórcy również poszli po rozum do głowy. Jeden teren rozdzielono na trzy mniejsze obszary i podczas gdy w dwóch z nich będziemy ganiać z uśrednionymi statystykami sprzętu (na wzór PvP z "Destiny"), ostatnia, rotująca strefa pozostanie ziemią obiecaną dla masochistów. 



Pozostało sporo pytań: dlaczego przeciwnicy wciąż muszą pochłaniać tak absurdalne ilości ołowiu? Po co nam klasa strzelca wyborowego w pomieszczeniach wielkości schowka na miotły? Ile fal wrogów zmieści jedna skromna kotłownia? Z drugiej strony, to wciąż dobrodziejstwo inwentarza "The Division". Jeśli więc pamiętacie wszystkie słodkie chwile spędzone pod ostrzałem, nie możecie doczekać się przebieżki wyludnionymi ulicami i obgryzacie paznokcie na myśl o nowej parze szortów, mam dobrą wiadomość: szykuje się piękna wiosna w Waszyngtonie.

Udostępnij:
Przejdź na Filmweb.pl

powiązane artykuły Tom Clancy's The Division 2

Najnowsze Newsy