Naprawdę nie mam pojęcia, jak ją ocenić. Raz pokazuje, że potrafi zagrać naprawdę nieźle i nagle zaczyna irytować sztucznością. Być może jest to wynik braku warsztatu aktorskiego. Wydaje się jednak sympatyczna i trzeba przyznać, że gdy była młodsza radziła sobie dobrze jak na swój wiek. No i jest bardzo ładna. więc wydaje mi się, że zasługuje na solidną 7. Ale i tak dam 8, bo ją lubię:) Wiem, że nie jest to obiektywne.
uważam, że jest bardzo dobra :)
I już od małego miała do czynienia z genialnymi aktorami: Alan Rickman, Helena Bonham-Carter, Garry Oldman, Emma Thompson, Maggie Smith itd. I podnosi poziom całej trójki, ponieważ aktorzy grający Harry'ego i Rona nie są, moim skromnym zdaniem, aż tak dobrzy. Zagrała Hermionę genialnie, dokładnie tak, jak wyobrażałam ją sobie w książce. I w dodatku jest ładna. :)
Co do "sztuczności": Uważam, że każdy młody aktor/aktorka ma do tego prawo. Ona ciągle się uczy, w dodatku jeszcze nie skończyła szkoły aktorskiej.
W każdym razie, życzę jej wszystkiego najlepszego w jej karierze, bo jest naprawdę obiecująca :)
ps. miejmy nadzieję, że nie za szybko zaszufladkujemy jej przez rolę w Harrym Potterze. :)
Ona lepsza od Grinta? Nie mogę się zgodzić! Grint gra świetnie jak na tak młody wiek, ma o wiele bogatszą mimikę, lepiej oddaje charakter postaci. Emma była dobra w dwóch pierwszych częściach. Odnoszę wrażenie, że później albo straciła nieco dziecięcej naturalności i uroku, albo przestała się starać, wierząc, że juz jest tak dobra, że nie musi. Mam nadzieję, że tak jednak nie jest, bo wydaje się całkiem sympatyczna i w przeciwieństwie do Radcliffe'a nie sprawia wrażenia wyniosłej.
hmm...no dobrze ;) masz rację. Grint jest dobry. Może po prostu niesprawiedliwie oceniłam resztę. Emma zagrała swoją rolę bardzo dobrze. W pierwszych dwóch, może trzech częściach (książkach) Hermiona była bardzo wyrazistą postacią. Kujonka, bez przerwy w bibliotece, chorobliwie przestrzegająca reguł... A kiedy w Więźniu Azkabanu uwolniła Syriusza, straciła swoją ..."hermionowość". Zaczęła się robić zwykła i coraz mniej ją lubiłam. Aż do części szóstej, kiedy to zesłała na Rona plagę kanarków :)
Więc nie ma zbytniego pola do popisu. Tak moim skromnym zdaniem.
Zwróciłam na nią uwagę w drugiej części Harry'ego, ale jeszcze za nią nie przepadałam. Czekałam po prostu na nowy film z nią, byleby mi się tylko nie kojarzyła z wielkozębną Hermioną. A potem obejrzałam "Zaczarowane Baletki" i po prostu ją pokochałam :)
A mówiąc o dobrze odgrywających swoją rolę aktora....(pomijając Alana Rickmana, który przeszedł sam siebie :) ) czy zwróciliście uwagę na biednego Dracona Malfoy'a? Tom Felton jest idealny do tej roli! Nie zamieniłabym go nawet na Johnny'ego Deppa! :)
ps. Całokształt Radcliffe'a jest jakiś taki beznadziejny...lubiłam Harry'ego w książce (nadal lubię! :]), a w filmie jakoś za nim nie przepadam...
hmm...no dobrze ;) masz rację. Grint jest dobry. Może po prostu niesprawiedliwie oceniłam resztę. Emma zagrała swoją rolę bardzo dobrze. W pierwszych dwóch, może trzech częściach (książkach) Hermiona była bardzo wyrazistą postacią. Kujonka, bez przerwy w bibliotece, chorobliwie przestrzegająca reguł... A kiedy w Więźniu Azkabanu uwolniła Syriusza, straciła swoją ..."hermionowość". Zaczęła się robić zwykła i coraz mniej ją lubiłam. Aż do części szóstej, kiedy to zesłała na Rona plagę kanarków :)
Więc nie ma zbytniego pola do popisu. Tak moim skromnym zdaniem.
Zwróciłam na nią uwagę w drugiej części Harry'ego, ale jeszcze za nią nie przepadałam. Czekałam po prostu na nowy film z nią, byleby mi się tylko nie kojarzyła z wielkozębną Hermioną. A potem obejrzałam "Zaczarowane Baletki" i po prostu ją pokochałam :)
A mówiąc o dobrze odgrywających swoją rolę aktora....(pomijając Alana Rickmana, który przeszedł sam siebie :) ) czy zwróciliście uwagę na biednego Dracona Malfoy'a? Tom Felton jest idealny do tej roli! Nie zamieniłabym go nawet na Johnny'ego Deppa! :)
ps. Całokształt Radcliffe'a jest jakiś taki beznadziejny...lubiłam Harry'ego w książce (nadal lubię! :]), a w filmie jakoś za nim nie przepadam...
Na Feltona oczywiście zwróciłam uwagę, uważam, że podobnie jak Grint był świetny od pierwszej części (np. w Kamieniu Filozoficznym znakomicie odegrał "lekkie podenerwowanie" przed wejściem do Zakazanego Lasu), chociaż nie miał wielkiego pola do popisu, jego postać była w zasadzie epizodyczna (zwlaszcza w zakonie feniksa). Jednak pokazał, że dobrze sobie radzi z graniem karykaturalnej wręcz wyniosłości, jak również sprawdza się w bardziej dramatycznej odsłonie. Czekam na jakiś dalszy rozwój jego kariery aktorskiej, bo jak dotąd widziałam go tylko w Harrym, Annie i królu, i The Disappeared.
Nie widzialam Zaczarowanych Baletek, ale mam zamiar je obejrzeć. Cóż, być może to nie do końca wina Emmy, że w częściach 4, 5, 6 Hermiona była mniej "hermionowata". Nie byla do końca tą Hermioną z książek. Wyglądała zbyt.. hm.. ładnie? schludnie? Nie wiem, jak to określić, po prostu przykro było patrzeć, jak jej napuszona w pierwszej części czupryna z każdą następną częścią coraz bardziej opada. Coraz mniej podkreślana była również jej ponadprzeciętna inteligencja, podkreślano tylko okazjonalnie jej kujoństwo. Przez to jej postać rzeczywiście stała się mniej wyrazista niż na początku. Podobnie, aczkolwiek z jeszcze większą opieszalością potraktowano postać Ginny, niestety. Szkoda, bo Rowling stworzyła naprawdę barwne, złożone i charakterystyczne postaci, co reżyser potraktował po macoszemu. Może gdyby tak nie bylo, nawet Radcliffe'owi udaloby się wycisnąć z siebie coś więcej, niż to, co prezentuje. W końcu w pierwszej części nie byl tak rozczarowujący...!
Polecam Baletki! :)
Hermiona w książkach była schludna...i jak w którejś części spiłowali jej zęby, zaczęto zauważać, że jest bardzo ładna. Nawet Harry jej nie poznał, kiedy stała obok Kruma w Czarze Ognia. I uganiało się za nią parę chłopaków...i to niezłych: Krum, McCormac (nie jestem pewna, jak się pisze jego nazwisko) no i oczywiście Mon-Ron. :)
Co do napuszonej czupryny: Była słodka...z drugiej strony jednak niezbyt ładna. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o Emmę, to nie chcieli zrobić z niej na siłę jakiegoś brzydala, bo przyjemnie się na nią patrzy :)
Ma jakiś tam swój urok i to nawet dobrze, że przy nim pozostali.
Pamiętacie może jej pasek w Więźniu Azkabanu? :) Do tej pory wywołuje u mnie uśmiech na twarzy... Był wystarczająco Hermionowaty...;]
Co do Ginny, masz absolutną racę! W filmie w ogóle nie pokazano jej charakteru!
Rozumiem, że nie ma na to czasu, w końcu nie pokazali nam całego Harry'ego... Jedyne, co da się zauważyć, to to, w jaki sposób "działają" mechanizmy w mózgu Voldemorta... Ponieważ to było im potrzebne to fabuły filmu.
Postacie są zupełnie inne, nawet Fred i George tracą. Byli dowcipnisiami i to wszystko, cała ich żartobliwość była taka zeschnięta i to również nie jest wina aktorów.
Ginny jest w filmie zwykła, nie było w niej tego, co zwróciło na nią uwagę Harry'ego. Nie była twarda, żartobliwa i brak było tej chemii. Nie wiem dlaczego tak marudzę, ale to był bardzo słaby punkt 6. filmu.
Do tej pory najlepsze efekty specjalne i pokazanie fabuły było w (i teraz można mnie zbiczować ;]) Księciu Półkrwi. Ale rzeczywiście, reżyser mógłby położyć większy nacisk na postaci. W filmie są szare i zupełnie niewyróżniające się, zniknęłyby w tłumie innych, ciekawszych bohaterów filmowych. Za to w książce (chociaż wielu uważa, że jest mało ambitna i nic nie wnosi - nie zgadzam się) bohaterzy są wyraźnie zarysowani. I można ich sobie dokładnie wyobrazić, bo są ukazane ich cechy charakteru. W końcu Rowling na każdą postać przeznaczyła dużo miejsca w swoich notatkach :)
Zgadzam się, że Freda i George'a można było lepiej wyeksponować. Cudowni bohaterowie, ale niestety drugoplanowi, książka długa, więc trudno ją przenieść stricto na ekran.
Biczować nie będziemy, każdy ma prawo do własnego zdania, ale w moim odczuciu fabuła księcia była mocno okrojona, dodano kilka niepotrzebnych scen (ach ta Ginny i sznurówki!) i zdecydowanie brakowało dynamiki. Niemniej efekty specjalne były w porządku, miło, że wydarzenia zostały pokazane nie tylko z perspektywy Harry'ego- mam na myśli wątek Malfoya, bo w książce oczywiście, dla utrzymania konwencji zagadki, patrzymy na Dracona oczami Harry'ego. Myślę, że za dużo ujawniono o Snapie. Po przeczytaniu księcia miałam go za podlego wyrachowanego zdrajcę z niewielkimi tylko, zagłuszanymi wątpliwościami. Po filmie, nawet bez znajomosci insygniów oczywiste jest przed kim Snape udaje.
Ale to zdaje się forum o Emmie, trzymam za nią kciuki. Oby nie stała się mdłą hollywoodzką gwiazdką. Byc może ma potencjał, miejmy nadzieję, że odpowiednio go wykorzysta albo z klasą usunie się ze sceny.