Jeff Nathanson

6,5
1 232 oceny scenariuszy
powrót do forum osoby Jeff Nathanson

Znakomity reżyser Jon Favreau ("Księga dżungli), jeszcze lepszy scenarzysta Jeff Nathanson ("Terminal") okazali się niewolnikami oryginału. I jednocześnie... nie.
To rzecz niesłychanie rzadka: zrobić remake tak bardzo wierny oryginałowi, a jednocześnie tak poprzesuwać akcenty poszczególnych scen, by w zasadzie wywrócić wszystko do góry nogami.
Reżyser i scenarzysta chyba chcieli w ten sposób zaznaczyć swój wkład i swoją odrębność wobec oryginału, ale paradkosalnie nie uszanowali w ten sposób oryginału, ba, zaszkodzili mu. Wykecili wymowę poszczególnych scen.
Np. scena ponownego spotkania po latach Simby z Mufasą w chmurach (teraz, w wersji cyfrowej to spotkanie-pojednanie ojca z synem, w animowanym oryginale była to scena pełne żalu i słusznej pretensji ojca do syna o to, że wyparł się swoich korzeni).
Niby to samo a nie to samo.
Piosenki - tu są od czapy, zwyczajnie nie pasują do bądź co bądź filmu, nie bajki. Należało je porzucić.
Film wizualnie zachwycający i to co fabularnie nowe też zachwyca (wędrówka... sierści Simby aż do Rafiki, pasywna postawa Królowej Sarabi wobec Skazy, przepędzanie zwierzyny z lwiej ziemi przez nienażarte hieny, pustka idei hakuna matata - to wszystko się naprawdę udało. Szkoda, że twórcom zabrakło nonkonformizmu, by opowiedzieć swoją historię, bo tę historię, którą opowiedzieli, opowiedzieli nieudolnie.

W pamięci pozostają 2 dialogi (to naprawdę niewiele):
1)
"Nadchodzi czas DOBREJ ZMIANY!" - rzecze Skaza z lwiej skały do poddanych tuż po zabiciu prawowitego władcy, Mufasy i zaprowadzając rządy hien.

2) Timon na widok Zazu powiada "O ptak!... Zrób jajko" :-)
bodaj jedyna zabawna kwestia w całym filmie.

AutorAutor

Film animowany ROZDZIERAŁ SERCE, film cyfrowy ogląda się z zainteresowaniem, ale bez większyzch emocji - to spora różnica, wynikająca z kilku powódów, ale jeden jest ewidentny - film cyfrowy jest bardziej zawoalowany. Może nawet pruderyjny.
Trudno w to uwierzyć, ale bajka była bardziej dosadna przez to, że była przejrzysta, jednoznaczna. Śmierć Mufasy została tam ukazana wprost, tymczasem w wersji cyfrowej wszystko spowija mgła niedopowiedzenia (do tego stopnia, że dzieci na sali dopytywały, co się właściwie stało?).
Podobnież finałowa scena pojedynku Simby ze Skazą - jest tak niejasna, tak nieczytelna, że gdy Skaza spadał w przepaść, dzieci dopytywały, któ wygrał?!
Film cyfrowy pogrywa z emocjami dzieci, bawi się z nimi w ciuciubabkę nie nazywając rzeczy po imieniu. Traktuje dzieci jak dzieci. O katharsis nie może być mowy. Co więc pozostaje? Obojętność, obojętność wypełniana popcornem.
Bolesne doświadczenie.
A to przecież seans miał nim być. Miał być katartycznym wstrząsem, żywcem wyjętym z tragedii greckiej i film animowany tym właśnie był: opowieścią o śmierci, traumie i przepracowaniu, a następnie przezwyciężeniu jej bez zaprzeczania jej.
Śmierć pozostawała w pamięci, naznaczała na całe życie. Nie wolno jej było wymazać, zanegować pomimo usilnych prób (hakuna matata). Śmierć jest taką samą wartością jak życie. Bez tej pierwszej nie docenialibyśmy tej drugiej. Dlatego w oryginale, w spotkaniu ojca z synem po latach, Mufasa gniewnie mówi mu: ZAPOMNIAŁEŚ MNIE. ZAPOMNIAŁEŚ MNIE I ZAPOMNIAŁEŚ, KIM JESTEŚ. PAMIĘTAJ!

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones