Bo póki co, jedynym osiągnięciem pani Rosłaniec jest wzięcie chwytliwego tematu na tapetę (ciąża u nastolatek, prostytucja), nakręcenie filmu i zrobienie szumu wokół niego. Tyle. Jakaś wartość? Żadna. Z tych filmów nic nie wyniesiemy, bo brak im jakiegokolwiek wektora, po co zostały nakręcone. Technicznie również tragedia (aaaa, gdzie się podział montaż w Bejbi Blues??? Kto to zrobił???). Scenariusz? Eee tam, dialogi są dla słabych. Lepiej popatrzec kilka minut jak bohaterka próbuje dodzwonić się do matki, by okazało się, że... matka nie odbierze. No tak, po to oglądam film...
Serio, jakim cudem ludzie jak ona dostają kasę na robienie filmów? Czy naprawdę nie ma, na co tracić państwowych pieniędzy?