Większość rodziny Wiesława Kępińskiego (matka, ojciec, dwóch braci i bratowa) zostali zamordowani przez Niemców w tzw. czarna sobotę - 5 sierpnia 1944 roku podczas rzezi Woli. On też stał w rowie na wprost karabinu maszynowego. Po wojnie nie uczył się, nie pracował. Wszystko wskazywało na to, że zmarnuje sobie życie. Napisał wówczas list do "Ekspressu Wieczornego" z prośbą o pomoc. Pierwszymi osobami, które zainteresowały się sierotą byli Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie. W ten sposób Wiesiek z proletariackiej rodziny na Woli trafił do domu pisarza na Stawisku.
Wojciech Bógdoł, "synek" z Mikołowa, został wcielony do Wehrmachtu i wysłany do Norwegii. Niemcy zmienili mu imię na Albert, aby łatwiej im było je wymówić. Chłopak znalazł się na Kvitsoy, maleńkiej wysepce na zachodnim wybrzeżu. Wokół szalała wojna, ale tam życie płynęło spokojnie. Na Kvitsoy znalazł swoją miłość i norweską rodzinę, która potraktowała go jak syna. Wystarczyło przeczekać i nie wychylać się. Wojciech wszedł jednak w konspirację, bo jeszcze w Polsce poprzysiągł, że nie będzie "służyć Niemcom".