Bo wszyscy tak się nad nim użalają, jakby już miał kończyć karierę, a jeszcze niema Oscara. Przecież facet jeszcze będzie na szczycie przez co najmniej kilkanaście lat.
Poza tym kto naprawdę się spodziewał, że DiCaprio dostanie tego Oscara właśnie teraz. Cały sezon nagród skończył się zwycięstwami McConaugheya i Ejiofora, no i Bruce Dern miał jeszcze Złotą Palmę. Gusta gustami, ale logicznie można było zakładać, że Oscar dla Leo będzie wielką niespodzianką.
Gdyby był faworytem i został z niczym, to na pewno bym się z wami zgodził. I zgadzam się, że to genialny aktor, bo w końcu Scorsese ciągle na niego stawia. I że w końcu dostanie tą nagrodę, bo świetnie kieruje swoją karierą. Ale może poczekajcie z tym buczeniem jakiś czas.
Wiesz, moim zdaniem kwestią, jak to napisałeś, 'użalania się' nie jest jego wiek, a kreacje aktorskie. Zagrał w wielu filmach fenomenalnie i do tej pory nie został jeszcze doceniony,co jest trochę kpiną. Nie wiem co jeszcze musiałby zrobić, żeby taką statuetkę zgarnąć. A co do czekania, facet czeka już długo na Oscara, a z takim podejściem Akademii, dostanie ją co najwyżej pośmiertnie za całokształt pracy aktorskiej haha
Rzecz w tym, że nigdy nie był faworytem. Nawet, kiedy zagrał w "Co gryzie Gilberta Grape'a", to oprócz nominacji do Oscara dostał tylko nominację do Złotego Globu, a wszystkie nagrody pozbierał Ralpha Fiennes za "Listę Schindlera" i Tommy Lee Jones za "Ściganego". Tak samo, kiedy zagrał w "Aviatorze", to też "miał pecha", bo Jamie Foxx był nie do pobicia. Tak samo 2 lata później, kiedy DiCaprio był nominowany za "Krwawy diament", nie miał szans z Whitakerem. W tym roku było jasne, że liczyć się będzie McConaughey i Ejiofor.
Chodzi mi o to, że nigdy jeszcze nie było takiej sytuacji, żeby DiCaprio zagrał tak fenomenalnie, że byłby pewniakiem na Oscarach, a jednak go nie dostał. Zawsze znajdował się ktoś, kto go wyprzedził.
I chyba nie dają Oscarów za całokształt pośmiertnie.
Al Pacino ma 1 Oscara, a Robert De Niro ma 2, a też powinni dostać przynajmniej po 5 nagród każdy. Leonardo miał dopiero 4 nominację, nie ma nawet 40 lat. Doczeka się. Przecież to nie jest jakaś wielka tragedia. Christopher Plummer dostał po 80 dopiero więc kto wie;) Oscar chyba aktualnie nic nie znaczy. Uwielbiam galę i całą otoczkę, ale spójrzmy prawdzie w oczy, dużo zależy od szczęścia. Są filmy, które nie miały żadnej nagrody, a zdecydowanie zasługiwały, po prostu są lata gdzie niektóre kategorie są przepełnione dobrymi filmami, aktorami, aktorkami. Charlie Chaplin nie ma Oscara aktorskiego:) A co do filmów- Kasyno nie ma żadnego Oscara, Dawno temu w Ameryce też nie (a dla mnie jest absolutnym dziełem, Ennio Morricone nie dostał nawet nominacji za muzykę, to chyba jakiś żart), Chłopcy z ferajny to 1 Oscar- za rolę męską drugoplanową.
Akurat co do "Dawno temu w Ameryce", to zawalili producenci albo goście od marketingu, bo nie złożyli odpowiednich papierów. Tak jakby nie zgłosili filmu do walki o Oscary, więc Akademia nie mogła w ogóle brać go pod uwagę. Gdzieś to czytałem właśnie odnośnie Ennio Morricone, że to jedna z jego najlepszych ścieżek, ale nie mogli go za nią docenić. Zresztą sam film wszedł do USA w tragicznie okrojonej wersji, w której fabułę przedstawiono chronologicznie od początku do końca, no i wycięto chyba ponad godzinę filmu. Dlatego film w Cannes otrzymał podobno kilkunastominutową owację na stojąco, a w Stanach został zmiażdżony.
Co do reszty się zgodzę. I jeszcze Paul Newman otrzymał Oscara dość późno, kiedy już osiwiał, za jeden ze swoich słabszych filmów.
Nie wiedziałam, że dlatego Dawno temu w Ameryce nie dostało nawet żadnej nominacji, to było podejrzane, dzięki za wyjaśnienie:) A o tym, że Amerykanie mieli inną wersję to czytałam. Film w Stanach nie odniósł sukcesu. Widziałam ten film dopiero niedawno, ale uważam, że jest fantastyczny. Nie mogłam uwierzyć, że ma tak mało nagród, ale to wiele wyjaśnia.
Martin Scorsese ma 1 Oscara, za film Infiltracja:D Pamiętam, że to było takie wydarzenie, że nagrodę wręczali mu 3 inni reżyserzy, chyba Lucas, Spielberg, Coppola. Też trochę poczekał. Leonardo w końcu też się doczeka, ale biedny chodzi po tych galach, a tu nagroda przechodzi mu koło nosa;)
Czytałem recenzję Rogera Eberta, który był autorytetem w swoim fachu i który widział obie wersje. Facet chyba najdobitniej o tym napisał. Według niego film został zaszlachtowany, skrócony o 90 minut i zmieniony w niedorzeczną papkę bez ładu, wyczucia czasu, nastroju i sensu. Osobiście tej wersji nie widziałem, ale wierzę na słowo.
Sposób wręczenia Oscara dla Scorsese był idealny. Trzech wielkich reżyserów składa hołd człowiekowi, od którego sami pewni wiele się nauczyli, i który wreszcie dostał to, na co zasłużył.
DiCaprio mógłby znowu zagrać w jakiejś biografii, bo to Akademia ceni najbardziej. Już był Howardem Hughesem w "Aviatorze", ale gdyby natrafił znowu na coś podobnego, to naprawdę mógłby pozamiatać. Tym bardziej, że od tego czasu jest moim zdaniem jeszcze lepszym aktorem, a coraz większa presja na Akademii może się w końcu opłacić.
Nie no, rozumiem, że zdarzały się też inne dobre filmy, ale moim zdaniem wiele razy przez ten czas DiCaprio (już abstrahując, że jestem jego fanką, bo rozrózniam filmy, które były lepsze, a które gorsze) zasługiwał na statuetkę i tym razem naprawdę bym się kłóciła czy McConaughey był faktycznie lepszy. Wiadomo kwestia gustu. Każdy ma inną opinię, ale moim zdaniem DiCaprio się ta statuetka bardziej należała (oczywiście nie mówię, że rola zwycięzcy była zła czy coś).
A co do wymienionych De Niro i Pacino to też smutne, że mają niewiele statuetek. Pacino ma tyle samo statuetek co Nicolas Cage. Dla mnie osobiście to skandal, bo Cage to aktor jednej miny i go najzwyczajniej w świecie za to nie lubię. (przepraszam za podwójny komentarz,ale zapomniałam się do tego odnieść w poprzenim :)
Bardzo lubie Teoj komentarz. Szczegolnie jezeli chodzi o Dawno temu w Ameryce i Ennio Morricone. Pozdr
wszyscy się nad nim użalają bo jest wybitny już teraz, od 2002 roku praktycznie nie miał filmu który się nie udał to coś znaczy, a ostatnie 2 lata (Gatsby, Wilk, Django) to apogeum wszystkiego...
Widziałem jego wszystkie filmy od tego czasu i zgadzam się, że prawie każdy z nich był świetny. I to się w końcu opłaci, a wydaje mi się, że już niedługo. W tej chwili ma pecha, bo ktoś zawsze stoi mu na drodze i często nie byle kto, ale to się odwróci. Widzę na to 2 przypadki:
1. W końcu wyrobi sobie markę taką jak miał powiedzmy Paul Newman i Al Pacino. A wiadomo, że szybko nie zejdzie z pewnego poziomu. Wtedy zagra rolę w być może niewybitnym filmie, ale będą woleli nagrodzić DiCaprio, niż jakiegoś szczyla, który jeszcze za dużo nie znaczy. Tak się już nieraz zdarzało.
2. Trafi na swojego "Wściekłego byka", czyli dostanie idealną rolę, w której wzniesie się ponad wszystko i wtedy po prostu nie będzie żadnej dyskusji. W tej chwili jego najambitniejszą rolą było zagranie Howarda Hughesa, ale od tego czasu wyrobił sobie większą reputację i stał się lepszym aktorem. Jeśli znowu dostanie podobną okazję, to na pewno się skończy Oscarem. A jeśli nie, zgodzę się z wami wszystkimi.