Muzycznie Mike Patton jest moim numerem 1 - świetny głos, genialne aranżacje utworów , czego się nie tknie zamienia w nektar i ambrozję dla mych uszu (pomijam solowe płytki i projekty dźwiękowe, których nie da się upchnąć do bądź co bądź obszernego worka z etykietką muzyka). Ale jeśli chodzi o jego aktorstwo, nie mam nic pozytywnego do powiedzenia :/ W filmie Firecracker (nie wierzyłam że to możliwe ale) jego obecność na ekranie mnie wręcz irytowała - nie twierdzę że nie powinna z racji charakteru postaci, w którą się wcielał, ale nie było to bynajmniej spowodowane jego zdolnościami aktorskimi, raczej ich brakiem. Jednak ta wydawałoby się defekt doskonale skomponował się z ogólnym klimatem filmu, który był dość "specyficzny", a mówiąc dosadnie po prostu chory - ilość patologii przedstawionej w tym projekcie wychodziła poza skalę mojej wytrzymałości psychicznej. Odradzam seans w chwilach słabości, na pocieszenie, bądź dla rozrywki ;)