Kazimierz Karabasz odwiedza koła amatorów fotografii w małych miasteczkach (większość zdjęć powstała we Włodawie) i słucha ich opowieści o mieście, jego mieszkańcach i fotografowaniu ich codzienności. Młodzi ludzie, działający przy domach kultury, pokazują dokumentaliście, jaką rolę pełni w ich życiu fotografia, a także jak wpływa na postrzeganie przez nich otoczenia: miejsc i ludzi. Fotografia staje się w ten sposób szkołą patrzenia, widzenia i rozwijania wrażliwości. Jak się przy tym okazuje, nie zawsze forma i warsztat są najważniejsze.
Liryczna opowieść o ulicy Twardej w Warszawie, w której słyszymy dziecięce wypowiedzi jej małych mieszkańców. "Ta ulica jest taka staroświecka, bo tam są stare domy, takie stare sklepiki, w ogóle tak wygląda, jakby było stare wszystko". Dziecięce głosy zza kadru opowiadają o lokalnej społeczności żyjącej pośród małych sklepików i zakładów rzemieślniczych. Tu wszyscy dobrze się znają i każdy może liczyć na sąsiedzką pomoc. Dzieci dobrze wiedzą, że znajomy listonosz lubi z każdym pogadać "i tak jeszcze powoli i się jąka w dodatku". Kamera Antoniego Staśkiewicza obserwuje i notuje sceny z życia tego unikalnego rezerwatu starej Warszawy, gdzie pośród wiekowych aut, reperowanych przez miejscowych fachowców, kopców węgla, sklepowych witryn i zakładowych szyldów (jakże zagadkowo brzmi dziś napis "Oczka na poczekaniu"), toczy się wolnym rytmem egzystencja ludzi, jak mówią dzieci, niezamożnych, nieeleganckich, takich co nie zatrudniają gosposi, nie posiadają samochodów i nie wyprawiają uczt, "tylko do pracy ciągle chodzą". Danuta Halladin pokazała świat odchodzący w przeszłość, ustępujący smukłym i wyniosłym wieżowcom wznoszonym w miejsce wyburzanych czynszówek. Nie jest to jednak spojrzenie kronikarza odnotowującego lapidarnie pewne fakty z marginesu życia stolicy. Oglądając film czujemy nastrój tamtego miejsca i czasu. Dziecięcy komentarz wzbogacił obraz o osobisty ton, jak z domowego filmu wideo o własnym podwórku.
Wyjątkowy film w dorobku Władysława Ślesickiego - nastrojowa opowieść o nocnym spotkaniu dwojga młodych ludzi. Granica między dokumentem a fikcją została tu wyraźnie przesunięta w tę drugą stronę. Oglądamy filmowy nokturn rozgrywający się na warszawskim Powiślu, nieopodal dworca kolejowego, między przęsłami mostu Poniatowskiego. Chłopak i dziewczyna zbiegając po schodach, klucząc między filarami, kryjąc się przed sobą, to znów padając sobie w ramiona, przyglądają się zdarzeniom dziejącym się w pobliżu wiaduktu. Pasażerowie, którzy wysiedli z tramwaju, pędzą do domów, gasną światła w oknach kamienic, oddział wojska maszeruje na strzelnicę, milicyjny patrol maca światłem latarki śpiącego na ławce mężczyznę. Co jakiś czas słychać płacz dziecka dochodzący z mieszkania, w którego oknach raz zapala się, a raz gaśnie światło. W końcu pod dom zajeżdża karetka pogotowia. Słychać dochodzącą z któregoś z mieszkań melodię polskiego hymnu nadawaną na zakończenie programu telewizyjnego. Dziewczyna tuli się do chłopaka. Wkrótce zaczyna świtać i schody biegnące w górę mostu zapełniają się ludźmi spieszącymi do pracy. Ślesickiemu udało się w tym filmie uchwycić nastrój wielkomiejskiego zmierzchu. Opowieść o parze zakochanych - cieszących się nocnym spotkaniem w ciszy zapadającego w sen miasta - jest w jakiejś mierze tylko pretekstem dla odmalowania nocnego pejzażu tego zakątka Powiśla. W jednej z prasowych wypowiedzi reżyser mówił o trudnościach związanych z realizacją tego projektu: "w "Semaforze" na zrealizowanie krótkiego filmu, który nie mieścił się w profilu WFD czekałem trzy lata!" Z perspektywy czasu widać wyraźnie, że "Chwila ciszy" zwiastowała odejście Ślesickiego od filmu dokumentalnego. Trzy lata później reżyser zrealizował swój pełnometrażowy debiut fabularny.