Recenzja filmu

Sen o Afryce (2011)
Ulrich Köhler
Pierre Bokma
Jean-Christophe Folly

Śpiączka w kinie

Köhlera bardziej interesują symbole, które niczym paciorki rozświetlają film. Jest to jednak pusty blask, który powoduje, że całość wydaje się wywoływać śpiączkę, a nie o niej opowiadać.
"Sen o Afryce" to kolejny w ostatnim czasie tytuł, który przeznaczony jest dla bardzo specyficznego odbiorcy. Tylko osoby o wysokim progu tolerancji na nadęte alegorie i błazeńską symbolikę będą w stanie zdzierżyć ten film, a przy okazji wyłowić kilka niezaprzeczalnych, ale głęboko ukrytych smaczków.

Dzieło Ulricha Köhlera składa się z dwóch części. W pierwszej poznajemy niemieckie małżeństwo, które ostatnie kilka lat spędziło w Afryce. On jest szefem medycznego programu, którego celem jest zwalczanie afrykańskiej śpiączki. Gdy choroba zostanie opanowana, lekarz będzie mógł spokojnie wracać do rodzinnego kraju. Druga część rozgrywa się parę lat później. Czarnoskóry (ale urodzony we Francji) wysłannik organizacji nadzorującej program zwalczania śpiączki przybywa do Afryki, by na miejscu zbadać zasadność kontynuacji projektu. Spotyka znanego nam z części pierwszej Niemca, ale jest to już zupełnie inny człowiek. Odarty ze swej europejskości, ale wciąż nie w pełni Afrykanin, jest jednostką zawieszoną w próżni. Przegrany, lecz zbyt uparty, by się do tego przyznać. Odpowiedzialność, którą kiedyś pewnie brał na swe barki, teraz zrzuca na innych, czekając na to, co los mu zgotuje.

Co się stało w międzyczasie, możemy się tylko domyślać. I właśnie to, co nie zostało pokazane, jest kluczowe dla zrozumienia tego filmu. I w tym też tkwi moc "Snu o Afryce". Gdyby tylko reżyser poskromił pragnienie przekształcenia filmu w wielowarstwową przypowieść wypełnioną po brzegi symbolami, byłby to naprawdę interesujący film. Scenki rodzajowe na podstawowym poziomie są bardo proste i z pozoru nie mówią nam zbyt wiele. Oto rodzina na plaży, kolacja towarzyska, targi o samochód, poród, polowanie. Jednak baczny obserwator zauważy, że każda z tych scen jest niepełna, niedopowiedziana. To milczenie, kiedy spojrzy się na całość, okazuje się wybrzmiewać głosem rozdartym, zagubionym, pełnym tęsknoty. Z tego punktu widzenia "Sen o Afryce" jawi się jako ostrzeżenie przed zatraceniem się w marzeniach, które są atrakcyjne, lecz z rzeczywistością nie mają wiele wspólnego.

Niestety, Köhlera bardziej interesują symbole, które niczym paciorki i błyskotki rozświetlają film. Jest to jednak pusty blask, który rozprasza uwagę i powoduje, że całość wydaje się wywoływać śpiączkę, a nie o niej opowiadać. Szkoda zmarnowanej szansy.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones