Recenzja wyd. DVD filmu

Obława (2012)
Marcin Krzyształowicz
Marcin Dorociński
Maciej Stuhr

Bliżej człowieka, dalej od Polski

Na świecie wciąż niejeden twórca bez wstydu epatuje w swoich dziełach heroizmem. Pal licho, jeśli to fantastyka - na to niepisane kanony dają zupełny odpust - ale przecież i w historycznych
Na świecie wciąż niejeden twórca bez wstydu epatuje w swoich dziełach heroizmem. Pal licho, jeśli to fantastyka - na to niepisane kanony dają zupełny odpust - ale przecież i w historycznych produkcjach wielu reżyserów chce pokazać swoich ziomków w chwale i glorii. I tylko nad Wisłą proces uzwyczajnienia przeszłych wydarzeń prze do przodu z niezachwianą konsekwencją. Bo bliżej człowieka. Bo prawdziwiej. No i łatwiej oswobodzić się z krępujących demonów przeszłości. Nie trzeba bić piany i przyoblekać się zaraz w patriotyczne piórka, i nie trzeba też na przód wysuwać sztandarów z wszystkimi cnotami, by to zauważyć. To się rzuca w oczy. "Obława" Marcina Krzyształowicza to wręcz wzorcowy przykład takiego kina.

Reżyser poświęcił film swojemu ojcu, kapralowi AK o pseudonimie "Wydra". W "Obławie" odtwarza go Marcin Dorociński. Wraz z kilkunastoma innymi polskimi partyzantami siedzi w lesie i poluje na zdrajców. To zajęcie zostaje wyeksponowane w pierwszej scenie, z przykrością muszę to stwierdzić - najlepszej, potem nadmuchany balon pęka. Wprawdzie "Wydra" dostaje kolejne zlecenie, którego celem jest zabicie miejscowego kolaboranta Henryka Kondolewicza (Maciej Stuhr), ale film wyraźnie traci na dramaturgii. Dość szybko dowiadujemy się, że prawie wszyscy kompani kaprala giną tej samej nocy, w której udaje się on do miasteczka, aby wypełnić powierzoną mu misję. Większa część filmu poświęcona jest rekonstrukcji wydarzeń poprzedzających zdradę. Wplecione w to zostają również małżeńskie perypetie postaci odgrywanej przez Macieja Stuhra. Trzeba podkreślić, że wątki łączą się ze sobą bynajmniej nie w celu doprowadzenia odbiorcy do źródła tragedii. To tylko konsekwencja tych zabiegów rekonstrukcyjnych, a w rzeczywistości chodzi raczej o coś innego.

Zazwyczaj rozbicie chronologii i fragmentaryzacja w literaturze wojennej miała znamionować wszechobecny chaos. Najczęściej łączyło się to z ogromną dynamiką szybko następujących po sobie scen i brakiem wyraźnie zarysowanych charakterów. Krzyształowicz poszedł innym tropem. Jego film jest niezwykle statyczny, wir wojenny nie porywa ani nas, ani obecnych w dziele postaci. Nie o zewnętrzny obraz wojny zatem chodzi, nie o typowy wojenny pejzaż, ale o odkrywanie wnętrza kilku bohaterów. Już początek nie jest wystarczająco przejrzysty, bo odprowadzany na egzekucję kolaborant nie daje się łatwo wpisać w czytelny podział na dobrych i złych. Jego bezradność może budzić w odbiorcy zażenowanie, ale już nie uczucie wrogości, podczas gdy kapral "Wydra", zawzięty i bezlitosny, z powodzeniem mógłby zagrać w innym filmie jakiś szwarccharakter. Później podział na dobrych i złych będzie cały czas podminowywany kolejnymi retrospekcjami ukazującymi ździebko więcej w charakterystyce poszczególnych postaci. To licytowanie się bądź to na przejawy człowieczeństwa, bądź też na zwykłe ludzkie odruchy (z uwzględnieniem gorliwego onanizowania się) będzie odbywać się głównie na osi: "Wydra" - Kondolewicz, aczkolwiek w niejednoznaczność postaw wpisane zostaną również kobiety: żona tego ostatniego, Hanna (Sonia Bohosiewicz) oraz obozowa sanitariuszka "Pestka" (Weronika Rosati). Wychodzimy zatem od w miarę prostego "zabić zdrajcę", by po drodze zobaczyć rzeczonego zdrajcę jako człowieka. Tak, wydaje się, że to ten sam humanizm, który rozgrzesza mordercę za to, że pięć lat przed morderstwem przeprowadził staruszkę przez ulicę. Nie twierdzę z całą bezwzględnością, że u celu stało rozgrzeszanie kogokolwiek, ale w jakimś stopniu tak to wygląda. Inna sprawa, że nawet, jeśli istotnie byłoby to intencją reżysera, to brak tej wizji odpowiedniej dramaturgii, aby miała przekonać do siebie widza. I autentyzmu, co nie mniej ważne.  W kolejnych retrospekcjach reżyser nie tyle odsłania kolejne gesty świadczące o dwuznaczności postaw przedstawionych bohaterów, co po prostu demaskuje sam siebie. To wszystko rzuca się w oczy. Teza i scenariusz rozdają role i każą postaciom zachowywać się tak, a nie inaczej. Czy rzeczywiście można więc powiedzieć, że kino to przybliża do człowieka i jest prawdziwsze?

Dodajmy jeszcze do tego, że ci, którzy oburzali się na przedstawienie żołnierzy polskich w "Obławie" wprawdzie mogą grzeszyć formą protestów, ale w istocie mają trochę racji. W filmie widzimy grupę zamelinowanych w lesie wycieruchów, którzy w żadnym momencie nie określają, o co im właściwie chodzi. I znowuż, nie idzie o tworzenie posągów, ale o zachowanie umiaru w hołubionym obecnie odbrązawianiu polskiej historii. Oglądając "Obławę", można odnieść wrażenie, że kilkunastu ludzi w lesie nic nie spaja, a za ich obecnością w tym miejscu stoi, co najwyżej, zlepek jakichś pierwotnych odczuć: od zwierzęcej nienawiści, poprzez chęć zemsty i podporządkowanie dowódcy, kończąc na chuci. Owszem, można sobie wyobrazić, że nie zawsze walczono z Polską na ustach, ale to chyba nie oznacza, że leśnych trzeba zaraz zrównać w intencjach z okoliczną fauną.

Wiele wskazuje na to, że zwrot w stronę człowieka, w stronę codzienności, w stronę uzwyczajnienia jest niczym innym, jak strachem przed ideą. A jeśli nie strachem, to zwyczajną negacją tej idei, a w takiej postawie wiele już ze współczesności, w której to, co widzialne i to, co jest obok nas - ma wartość nadrzędną. Spojrzenie wstecz z jednoczesnym uznaniem obecnej perspektywy to estetyczny, anachroniczny wybieg, a nie coś, co pozwoli nam być bliżej prawdy. Więcej mówi o nas, aniżeli o tamtych ludziach. W takim ujęciu siedzenie w lesie rzeczywiście może się wydawać albo niezrozumiałe, albo podyktowane wyłącznie prostymi emocjami. W rezultacie na skali wartości stawia się nie służbę idei i zdradę, ale wyłącznie litość wobec kobiet i dzieci oraz brutalność. W "Obławie" nikt nie walczy o Polskę, nieliczni walczą tylko o zachowanie twarzy albo bycie człowiekiem. A chyba jednak nie do końca tak było.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Z ust bohaterów najnowszego filmu Marcina Krzyształowicza parokrotnie pada informacja, że zbliża się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones