Recenzja filmu

Mamusia i tatuś (2008)
Steven Sheil
Perry Benson
Dido Miles

Czysty sadyzm

"Mamusia i tatuś" to pozycja, w pewnym stopniu, pokrewna do takich dzieł jak "Salo, czyli 120 dni Sodomy", "Frontière(s)" czy "Srpskiego filmu", choć umiarkowanie w porównaniu do nich stonowana.
Reżyser Steven Sheil nie dorabia ideologii, nie stara się niczego udawać, swój film naznaczył tylko wysoko stężonym sadyzmem. A będąc ściślejszym, prawie wszystkimi zboczeniami świata. "Mamusia i tatuś" to film banalnie prosty, w którym nie należy doszukiwać się absolutnie niczego. Ot, patrzadło.

Główną bohaterką, co zdarza się w zachodnim kinie niezmiernie rzadko, jest Polka, choć absolutnie nic z tego nie wynika. Nie wpływa na żadne fabularne aspekty, nie ociepla wizerunku Polaków ani go nie krytykuje. Równie dobrze mogłaby nią zostać Ukrainka, Turczynka czy Brytyjka. Imigrantka Lena (Olga Fedori) pracuje na lotnisku jako sprzątaczka. Pewnego dnia zostaje zwabiona do domu koleżanki Birdie (Ainsley Howard), której rodzina ma dość mocno nierówno pod sufitem. Tam zostaje niewolnicą lubujących się w wyszukanych praktykach BDSM mamusi (Dido Miles) i tatusia (Perry Benson).

"Mamusia i tatuś" to pozycja, w pewnym stopniu, pokrewna do takich dzieł jak "Salo, czyli 120 dni Sodomy", "Frontière(s)" czy "Srpskiego filmu", choć umiarkowanie w porównaniu do nich stonowana. Wspólnym mianownikiem wszystkich produkcji jest przekraczanie granic. "Mamusia i tatuś" robi to mniej w sferze dosłownej, wizualnej; ale tak samo w sferze koncepcyjnej i nastroju. Atmosfera totalnej dominacji i wszechwładzy z ekranu wręcz się wylewa. Dzieje się tak, między innymi, dzięki sylwetkom tytułowych bohaterów. Mamusia ze staranną pieczołowitością układa i wbija w ciało Leny narzędzia tortur, a jej ceremonialność jasno pokazuje, że to kobieta opatulona bezwzględnymi zasadami. Duża tu zasługa odtwórczyni Dido Miles, która jako jedyna zagrała bardzo, ale to bardzo dobrze i tę rolę bez wstydu może prezentować w swoim portfolio. W pewnej opozycji do niej leży koncepcja tatusia, tłustego, spoconego, nieskomplikowanego dewianta, jednak liczy się to, że punktem wspólnym rodziców pozostaje bezwzględność.

Film może wzbudzać skojarzenia również z "Kłem", choć najmocniej proszę mi wybaczyć paralelę między miernotą a maestrią. Odsyłam jednak zainteresowanych. W jakimiś stopniu na słabość "Mamusi i tatusia" może wpływać niskobudżetowość, którą ewidentnie widać. Mimo wszystkich mankamentów, nie jest to pozycja do totalnego potępienia, ale tak jak w warstwie koncepcyjnej jedynym fundamentem jest sadyzm, tak w zaletach jedyną jest trzymanie widza w napięciu (dobra rola Dido Miles to za mało, abym uznał aktorstwo za plus). Świadomość, że bohaterka może doświadczyć tylko naprawdę straszliwych i ohydnych rzeczy powoduje, że jakoś jej kibicujemy. Tym bardziej, że takie horrory niekoniecznie kończą się happy-endem.

Jak już wspomniałem dwa razy, aktorsko tylko Dido Miles się wybroniła. Perry Benson wypada zbyt groteskowo, a Olga Fedori zbyt sztucznie. Nie radzi sobie nawet w scenach tortur gdzie jej reakcje są zbyt stonowane, a przez to niewiarygodne. W scenie masowania stóp tatusia zalotnie zakręciła oczami, zaprezentowała zbereźny uśmiech więc, być może, bardziej nadałaby się do ról z pogranicza seksualnych kusicielek. W roli ofiary wypada nieprzekonująco. Podobnie jak Ainsley Howard. Rola może i lepsza od Fedori, ale nic godnego uwagi.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones